środa, 22 lipca 2015

ZAKOPANE-07.2015/ POPRADSKE PLESO-RYSY-PALENICA BIAŁCZAŃSKA, cz.I

     
   TATRY  WYSOKIE 
        
          RYSY                                                                                                                                              



PRZEBIEG TRASY:
Łysa Polana(autokar)-Stary Smokowiec (kolej elektryczna)-Popradské Pleso,zast. (1268 m n.p.m.) [niebieski szlak]Rozdroże przy Popradzkim Stawie (1500 m n.p.m) [niebieski szlak] Popradzki Staw (1494 m n.p.m) [niebieski szlak] Schronisko Majlátha (1494 m n.p.m) [niebieski szlak] Schronisko nad Popradzkim Stawem (1494 m n.p.m) [niebieski szlak] Rozdroże przy Popradzkim Stawie(1500 m n.p.m) [czerwony szlak] Rozdroże nad Żabim Potokiem (1580 m n.p.m) [czerwony szlak] Schronisko pod Rysami (2250 m n.p.m) [czerwony szlak] Rysy (2499 m n.p.m) [czerwony szlak] Czarny Staw nad Morskim Okiem (1580 m m n.p.m) [czerwony szlak] Szeroki Piarg (1395 m n.p.m) [czerwony szlak] Schronisko nad Morskim Okiem (1395 m n.p.m) [czerwony szlak] Wodogrzmoty Mickiewicza (1120 m n.p.m) [czerwony szlak] Palenica Białczańska (990 m n.p.m)


Czas przejścia     -   13 h 30 min / 9 h 10 min
Najwyższy punkt  -  Rysy - 2499 m n.p.m.
Suma podejścia   -  1270 m, suma zejścia  - 1555 m
Długość trasy      - 24,2 km
Pierwsze wejście- E. Blásy i J. Ruman - 1840 r. 
Pierwsze zimowe wejście - T. Wundt i J. Horvay - 1884 r.
Szlak -  




DZIEŃ 3 - środa
Na dzisiaj mamy zaplanowany dość wymagający i ciężki dzień. Otóż, wczoraj, podczas pasowania niektórych uczestników wycieczki, będących po raz pierwszy z tą grupą w górach, ustalono, że głównym celem dzisiejszej wędrówki będzie w miarę naszych możliwości zdobycie Rysów. Osobiście byłem sceptyczny by zaraz na drugi dzień naszego pobytu w górach, wyruszyć na tak trudną i wyczerpującą wyprawę i to w dodatku na Rysy. 
No ale trudno, takie były ustalenia części grupy więc podporządkowałem się wyboru trasy. 
Rysy – Korona Gór Polski - najwyższy szczyt Polski jest marzeniem, ba to punkt honoru każdego turysty by go zdobyć. Od wielu lat jest jednym z najchętniej odwiedzanym szczytem w Tatrach. 
Rysy słyną z panoramy, określanej jako jednej z piękniejszych w całych Tatrach. 
Z wierzchołka, przy dobrej widoczności mamy możliwość podziwiania przeszło sto szczytów, 13 stawów tatrzańskich oraz najważniejsze miejsca w Tatrach i Zakopanem.
Rysy można zdobyć na dwa sposoby: 
1* od północy, podchodząc z Morskiego Oka, pętla - 28,2 km, trudniejsze wejście, bardziej eksponowane i strome.
2* od południa, po słowackiej stronie, pętla - 24,2 km, trasa krótsza i łagodniejsza, tym szlakiem rozpoczniemy naszą wycieczkę.


A teraz pokrótce opiszę naszą wyprawę, na ten atrakcyjny i wyjątkowy wierzchołek, który dostarczył nam wiele niezapomnianych chwil i wrażeń. 
Zapewne to wszystko co ujrzeliśmy, co przeżyliśmy na długo pozostanie w naszej pamięci.
Zapraszam więc uczestników tej wyprawy i nie tylko, do komentowania i przedstawienia swoich spostrzeżeń. 
DZIĘKUJĘ.    P......... 




6.00/  Pobudka dzisiaj ponownie dość wczesna. Schodzę na śniadanie, na tarasie przed budynkiem zastaję już wesołe, rozbawione towarzystwo konsumujące śniadanie. 
Również zjadam swoje kanapki, popijając jak co ranka gorące kakao.
Siedząc, wpatrywałem się w budzący się w koło świat. W dali na horyzoncie widać było oświetlone już porannymi promieniami ściany Tatr, strzeliście wyrastające ponad Kotliną Zakopanego, choć nad samą kotliną unosiło się zamglone niebo. Normalne zjawisko.
Nad nami za to jest bezchmurne, krystalicznie czyste niebo, słońce ledwie co wzeszło a grzeje już na dobre, choć to dopiero tak wczesna pora. Prognozę pogody na dzisiaj mamy znakomitą. 

Brak opadów i gorączka przez cały dzień, temperatura w granicach 30 stopni. 
Trochę zbyt duża duchota jak na taką wyprawę.
Cóż to za wspaniałe uczucie powitać dzień, przy tak pięknej pogodzie, podziwiając te wspaniałe widoki jakie z tego miejsca ukazuje nam matka natura. 


7.20/ na zegarze jak wyjeżdżamy z pensjonatu. Zamówiony dzień wcześniej autokar podwozi nas bezpośrednio na Łysą Polanę. Mamy wczesny poranek, zapewne udanego dnia.  
8.30/  podjeżdżamy na dużą polanę w Dolinie Białki - Łysą Polanę, która w przeszłości była przedzielona granicą polsko-słowacką. 
Przez Łysą Polanę biegnie Droga Oswalda Balzera z Zakopanego do Morskiego Oka, do której w tym miejscu dochodzi słowacka obwodnica tatrzańska - Droga Wolności.

graniczny most na Białce, za nim Droga Oswalda Balzera
Pierwotnie była to hala pasterska, a zarazem niewielka osada. W 1955 r. polana miała ok. 10 ha, ale w 2004 w wyniku zarośnięcia, jej powierzchnia zmniejszyła się o ok. 40%.


dawny budynek słowackiego urzędu celnego

Bojowo nastawiona 16 osobowa ekipa uczestnicząca w wyprawie na Rysy, po przekroczeniu dawnej granicy polsko-słowackiej.  
Do 2007 r. było tu międzynarodowe przejście graniczne Łysa Polana - Tatranská Javorina, które po wejściu Polski i Słowacji do strefy Schengen zostało zlikwidowane.


W drodze do parkingu, przy którym zatrzymują się odpowiedniki PKS, czyli SAD odjeżdżające do Starego Smokowca.

Po przyjściu na parking mamy 45 min. wolnego czasu do odjazdu autokaru. Pierwszy autobus do Starego Smokowca odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy o godz. 8.15.
Odwiedzamy więc pobliskie czynne już pawilony handlowe z artykułami spożywczymi i rzecz jasna - z alkoholem.


Szlak na Rysy po słowackiej stronie cieszy się ogromną popularnością wśród turystów. Jest to nie tylko zasługa przepięknych widoków, ale przede wszystkim tego, iż od słowackiej strony podejście jest krótsze, mniej strome, mniej męczące i łatwiejsze do zdobycia niż po polskiej stronie z nad Morskiego Oka. Po prostu poziom trudności jest znacznie mniejszy. 
Wędrówka słowacką stroną to piękna, urozmaicona trasa, wiodąca jedną z większych dolin walnych naszych południowych sąsiadów (7,5 km) - Doliną Mięguszowiecką, tuż obok malowniczych  stawów. Wędrówkę na Rysy po Słowackiej stronie możemy rozpocząć, mając do wyboru dojazd do dwóch miejscowości:
1* stacji Tatrzańskie Koleje Elektryczne - Popradske Pleso (Popradzkie Jezioro).
2* jadąc jedną stację dalej do - Strbske Pleso (Szczyrbskie Jezioro). Jest to najwyżej położona osada tatrzańska. To bardzo widokowa trasa wzdłuż „tatrzańskiej magistrali".
Wybieramy 1* wariant.

OPIS TRASY
8.15/ wyjazd zapełnionym po brzegi autokarem do stacji kolejowej Stary Smokowiec- 2,5 euro.
9.25/ przyjazd do miejscowości Stary Smokowiec. Stary Smokowiec.



Z dużego parkingu mieszczącego się w pobliżu hotelu udajemy się do stacji kolejowej - TEŽ

Krótka wizyta w holu budynku by zakupić bilety na przejazd do Popradzkiego Jeziora.
Aktualny rozkład odjazdów i przyjazdów ,,elekryczki" w różne zakątki gór.


Niestety i słowackim kolejarzom zdarzają się opóźnienia. Na tak krótkiej trasie pociąg odjechał z 6 minutowym opóźnieniem. W wagonach było ciasno, jechaliśmy stłoczenie jeden na drugim. 
W tym tłoku nawet nie miałem możliwości utrwalenia tej niezbyt przyjemnej podróży.
  


9.45/ wsiadamy do elektrycznej kolejki (elektriczka) i odjeżdżamy do stacji docelowej Popradzkie Jezioro (Popradske Pleso) - 1,5 euro


10.19/ 36 min. zajął nam przejazd pociągiem zapełniony po brzegi turystami.
Pociąg jedzie jeszcze jedną stację dalej do - Štrbské Pleso, skąd również możemy wyruszyć na podbój Rysów. Przejście tą trasą jest dłuższe o 15 min i nieco trudniejsze.


Po wyjściu z kolejki z lewej strony mijamy drewniane budki z wszelkiego rodzaju pamiątkami związanymi z Rysami i górami.
W tym miejscu początek bierze [niebieski szlak] szlak - asfaltowa, szeroka droga jezdna, przypominająca nam trasę biegnącą nad Morskie Oko. Droga ta ma ok. 4,5 km długości, 270 m różnicy wzniesień, powstała w 1886 roku. Służy jednocześnie do obsługi schroniska nad Popradzkim Stawem. Dla gości hotelowych schroniska, istnieje możliwość dojazdu schroniskowym pojazdem.
Tablica szlakowskazu informuje, że czeka nas 1 h spokojnego marszu do Popradzkiego Jeziora.






10.25/ Droga ta jest też znakowaną trasą rowerową z możliwością dojazdu do stawu. Służy również jako płatny parking dla osób przyjeżdżających własnym samochodem i udających się na pobliskie szlaki.


Początkowo Doliną Mięguszowiecką zmierzamy spokojnym krokiem lekko w górę. Po drodze mijamy tory, szlaban, skład drewna, budynek ujęcia wody i nie zagospodarowany ośrodek wczasowy. Po ok. 200 m przechodzimy przez mostek na stosunkowo spokojnym, niewielkim tutaj przepływającym Popradzie. Poprad swój początek bierze kilkaset metrów wyżej, na wysokości 1302 m n.p.m, w miejscu, w którym Potok Krupa, wypływający z Popradzkiego Stawu łączy się w jeden nurt z Potokiem Mięguszowieckim. Poprad pod Starym Sączem wpada do Dunajca.


Szosa wznosi się łagodnie 1,5 km w północnym kierunku pośród drzew, zasłaniając nas częściowo od gorących promieni słońca. Maszerując po obu stronach drogi otaczają nas przetrzebione na dużym obszarze w wielu miejscach drzewa leśne. Panowała cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków i szumem płynącego strumyka. 

Promienie słoneczne i nagrzane górskie powietrze coraz bardziej dają nam się we znaki. Czekamy już by jak najszybciej usiąść i uzupełnić płyny. Jesteśmy już cali spoceni, przy najbliższym przystanku trzeba zmienić bieliznę, bo koszulki można już tylko wyżymać. Dobrze, że mam zapasowe w plecaku to nie będzie z tym żadnego problemu. Każdy z nas spragniony jest jakiegoś przepływającego obok drogi zimnego strumyka. Pragniesz i masz, jak mówi stare przysłowie. Po chwili wybawieniem jest mała polanka z ławkami a z boku wymarzone źródełko, niewielki głośny, górski strumyk, spływający po kamieniach, tworząc kilka niewielkich kaskad. Zatrzymujemy się by odpocząć i ugasić pragnienie, przysiadając na ławeczkach. Część uczestników maszeruje już daleko z przodu.

Każdy z nas podchodzi do strumyka, zanurza ręce w lodowatej wodzie by za chwilę zmyć spoconą twarz i spływające krople potu. 
Co niektórzy do butelek nabierają, krystalicznie czystą zimną, górską wodę, spływająca niewielkimi kaskadami. Uważam, że takie miejsce to ważny punkt dla każdego, komu zabraknie wody na trasie, zwłaszcza w tak upalny dzień jak dzisiaj. 

Postój przy źródełku to znakomity relaks w tym uroczym, zacisznym miejscu.  

W połowie drogi od Popradzkiego Stawu, szosa staje się całkiem płaska, na wysokości ok. 1400 m n.p.m, przechodzimy przez kolejny mostek przerzucony przez potok Krupa. W tym miejscu szosa wspina się serpentynami w dwa ostre zakręty. Wychodzimy na odkryty teren. Stąd ponad drzewami otwiera się widok na Dolinę Mięguszowiecką oraz wyżej położoną Dolinę Złomisk. 
Na wprost widoczne poszarpane skalne turniczki Wołowego Grzbietu, Popradzkiej Grani i Wysokiej. 
Teren, którym podchodzimy zwany jest Limbowcem.

Z prawej strony słychać szum Potoku Krupa, z lewej natomiast płynie Potok Mięguszowiecki, oba potoki nieco niżej połączą się tworząc rzekę Poprad (1303 m n.p.m). Za drzew wyłania się wspaniała, pionowa ściana Osterwy (Ostrva) - na której często można wypatrzeć taterników oraz postrzępione granie Wołowego Grzbietu podwieszone nad Doliną Złomisk.

11.12/ dochodzimy na zarastającą lasem i kosodrzewiną:
POPRADZKĄ POLANĘ: 3,6 km, 1500 m n.p.m., 250 m, 7%
z której ukazuje się panorama szczytów otaczających Dolinę Mięguszowiecką oraz Dolinę Złomowisk. Na pn. smukła piramida Wołowca Mięguszowieckiego (2227 m n.p.m), z prawej dzikie urwiska Osterwy (1984 m n.p.m).
Na prawo odchodzi
szlak, wąska ścieżka wiodąca między kępami kosodrzewiny, prowadzi na Symboliczny Cmentarz Ofiar Gór (Symbolicky Cintorin), położony na stokach Osterwy i dalej nad Popradzki Staw. Mając dużo czasu, polecam odwiedzić to cmentarzysko. 
Warto tam być i zobaczyć to niesamowicie piękne i dające do myślenia miejsce. 
Od szlakowskazu to10 minut marszu.

Cmentarz ma charakter "symboliczny" oznacza, że nie ma tu grobów, lecz są tylko tabliczki upamiętniające tych, którzy nie powrócili z gór. Upamiętnia ofiary gór różnej narodowości.
Od 1969 r. cmentarzem opiekuje się słowacki Tatrzański Park Narodowy. W 1970 r. obiekt wpisano do rejestru pamiątek narodowych. Nowe tablice montowane są od 2003 r. przez pracowników Ośrodka Służby Terenowej TANAP. O ich umieszczeniu decyduje komisja przy dyrekcji parku.
Odnajdziemy tu nazwiska kompozytora Mieczysława Karłowicza, legendarnego przewodnika i ratownika Klimka Bachledę, poetów-taterników Jana Długosza i Wiesława Stanisławskiego, pilotów i ratowników TOPR-u, którzy zginęli w katastrofie śmigłowca podczas akcji ratowniczej w Dolinie Olczyskiej w sierpniu 1994 roku, oraz wielu innych turystów, taterników i ratowników. Upamiętnieni zostali także ci, którzy zginęli w innych górach, ale związani byli z Tatrami, m.in. Jerzy Kukuczka i Wawrzyniec Żuławski. 
Motto cmentarza brzmi: ,,Martwym na pamiątkę, żywym ku przestrodze".

Poświęcając swą myśl tym, co odeszli, możemy kontemplować tajemnicę i sens górskiej śmierci. 
Przed nami jeszcze sporo drogi do szczytu, czas nas nagli, więc dzisiaj musimy sobie darować te odwiedziny. Być może, że przy następnym pobycie w tej pięknej doliny, schodząc z Rysów uda mi się zawitać w to wyjątkowe miejsce.






Co jakiś czas zatrzymuję się na chwilę dla wyrównania oddechu i jednocześnie podziwiam wznoszące się ponad dolinę szczyty górskie jakie mam przed sobą. Wokół jak na razie panuje spokój i cisza co wywołuje ukojenie dla duszy i umysłu. Maszerując, cały teren całkowicie jest nasłoneczniony, co też nie zbyt dobrze wpływa na nasze samopoczucie. 





Końcowy odcinek asfaltowej drogi to monotonne, dość łagodnie podejście.


11.18/  po przejściu kilkuset metrów, na wysokości 1515 m n.p.m. kolejny szlakowskaz z prawej strony drogi wskazuje nam, skrót prowadzący leśną dróżką w dół do brzegu stawu.
Stąd już tylko 300 m. do Hotelu Majlatha i Schronisko nad Popradzkim Stawem.


My zmierzamy nadal prosto. Od tego miejsca asfaltowa droga łagodnie opada w dół. Wąską ścieżką, prowadzącą wzdłuż wielkich bloków kamiennych, usłaną plątaniną korzeni, dochodzimy do dużej polany porośniętej drzewostanem. W oddali widać już szlakowskazy oraz inne tablice informacyjne i edukacyjne.

11.20/ wchodzimy na całkowicie zarośnięty teren:
ROZDROŻE nad POPRADZKIM STAWEM: 4,3 km, 1500 m n.p.m, 20 m,/270 m, 3%
Panuje tu ożywiony ruch, wszystkie miejsca siedzące są zajęte, nie pozostaje nam nic innego tylko zejść w kierunku stawu do usytuowanych tam 2 schronisk mających status hoteli górskich. 
Do schronisk można dojść idąc asfaltową drogą na wprost lub kierując się w prawo, schodząc w dół.
Jegomość przede mną to stały uczestnik tych wypraw górskich - Jeremiasz. Zapalony miłośnik górskich wędrówek. Z każdej wyprawy wraca z dużą ilością wykonanych zdjęć. Każda ciekawa i ważna chwila czy sytuacja musi być utrwalona w kadrze aparatu a później na zdjęciu.
Powiada, że zdjęcia to sztuka i magia zatrzymywania tego co zobaczył w kadrze aparatu.

Schodząc w dół po 3 minutach jesteśmy u brzegu Popradzkiego Stawu (1494 m n.p.m).  
Staw znajduje się w dolnej części Doliny Złomisk, odnogi Doliny Mięguszowieckiej w słowackich Tatrach Wysokich. 
Ma 6,26 ha pow. i 16,6 m głębokości. Temperatura wód powierzchniowych nie przekracza 16 °C.
Dawniej zwany był Rybim Stawem, albo Małym Rybim Stawem, gdyż jest jednym z niewielu tatrzańskich stawów, w którym występują naturalnie ryby. Od strony wschodniej wpływają do niego wody Zmarzłego Potoku, spływające Doliną Złomisk. Od południa z Popradzkiego Stawu wypływa Potok Krupa, który łączy się z Hińczowym Potokiem tworząc rzekę Poprad.


Na brzegiem Popradzkiego Stawu stoją dwa schroniska turystyczne: 
1* Schronisko Majlátha (Majláthova chata). 
Budynek znajduje się na północno-wschodnim brzegu jeziora, w bezpośrednim sąsiedztwie schroniska nad Popradzkim Stawem. Jest to nowy budynek, powstał w miejscu starego, które w 1964 spłonęło, zgliszcza budynku po pożarze rozebrano.
Podczas opracowywania nowego planu budynku wzorowano się, choć nie w sposób ścisły, na ukończonym w 1899 roku schronisku Christiana Hohenlohe w efekcie ściany chaty przypominają mur pruski, a bryła nowego budynku zbliżona jest do poprzednika. Jednocześnie schronisko łączy elementy historyczne i nowoczesne.


Oficjalne otwarcie schroniska miało miejsce pod koniec lutego 2011 roku. Budowa współfinansowana była ze środków funduszu operacyjnego Unii Europejskiej. Schronisko oferuje 16 miejsc w 5 pokojach o podwyższonym standardzie. Każdy z pokoi ma oddzielną łazienkę i toaletę, jak również dostęp do TV i bezprzewodowego internetu. Do dyspozycji turystów pozostaje bufet z 48 miejscami siedzącymi, a w okresie letnim także stoły ustawione na zewnątrz budynku dla ponad 200 osób. Hotel znany jako Chata Popradské Pleso został nazwany tak na cześć partyzanta walczącego w czasach drugiej wojny światowej.


2* Schronisko nad Popradzkim Stawem (Horsky Hotel Popradske Pleso, Cata pri Popradskom Plese
W 1897 tereny nabył Christiana Hohenlohe, który w 1899 r. wybudował drewniany budynek. Budynek kilkakrotnie niszczony był przez pożary, a następnie odbudowywany. Od 1951 r. nosił on imię kpt. Štefana Morávki. Schronisko ostatecznie rozebrano po pożarze z 25 października 1964 r. i odbudowano dopiero w latach 2010–2011. Początkowo było zarządzane przez przedsiębiorstwo Interhotel „Tatry”, od 1996 r. znajduje się w rękach prywatnych. 

Dzisiaj obiekt ma w swojej ofercie155 miejsc w pokojach o różnym standardzie. Przed budynkiem mieści się 10 płatnych miejsc parkingowych dla gości hotelowych. Rano i wieczorem od stacji kolejki można dojechać transportem schroniskowym. Oprócz zakwaterowania jest do dyspozycji restauracja z tarasem, bar, winiarnia, pokój słowacki /wieloosobowy/, infrasauna, sauna fińska, beczka saunowa, masaże, Wellness. W recepcji można zakupić bieliznę termoaktywną, gadżety, wszelkiego rodzaju upominki. Istnieje możliwość wypożyczenia sprzętu alpinistycznego. Mieści się kantor, przechowalnia nart, bilard, ping-pong. 
Dla dzieci piękny plac zabaw i ścianka wspinaczkowa.
Ten piękny obiekt należy do Pavola Lazara, taternika i biznesmena.
Dzięki swojemu tak bogatemu wyposażeniu przypomina raczej hotel górski niż schronisko.
Część naszej grupy odpoczywa przed hotelem, pozostali weszli do środka, zapewne podbić książeczki potwierdzenia pobytu. 




Popradzki Staw, otoczony jest limbami i świerkami. Wiosną w okolicach stawu odbywają się szkolenia dla psów lawinowych.

widok z tarasu hotelowego na Dolinę Złomowisk 

Po 25 min odpoczynku pora ruszać w dalszą trasę.
11.45/ wracamy ponownie do miejsca z którego schodziliśmy do schroniska, do rozwidlenia [niebieski szlak] szlaku.
Szlak, którym będziemy podążać na Rysy, ma jedną ciekawą ale i zarazem symboliczną cechę. 
Przy jego wejściu znajduje się budka, niewielkie drewniane zadaszenie, a w nim zgromadzone, wszelkiego rodzaju przedmioty i materiały potrzebne do funkcjonowania schroniska.
O ile ktoś pragnie poczuć się tragarzem, szerpą, po słowacku- nosičem, to może załadować do swego plecaka, przygotowany, ważący od 5 kg-10 kg pakunek i wnieść go do Chaty pod Rysami. 
Umieszczona tablica informuje, że w zamian za przysługę i poniesiony trud otrzyma w schronisku kubek herbaty z sokiem lub rumem i certyfikat nosiča. 
Wynagrodzenie to jest symboliczne, chętnych do wnoszenia towaru nie brakuje, bowiem szerpowanie traktowane jest tutaj jak sport. Klasycznym przykładem jest dzisiejszy dzień, budka z towarem świeci pustkami, chętnych do wniesienia towaru dzisiaj nie brakowało. 

Chata pod Rysami, to jedna z nielicznych wysokogórskich schronisk, gdzie do dnia dzisiejszego, większość zaopatrzenia wynoszona jest na plecach tragarzy.
Do dodatkowych ciekawostek należy też, że każdego roku, organizowane są tutaj zawody nosiczy, noszące nazwę - Šerpa Rallye. Rekordowy ładunek wyniesiony do Tatrzańskigo schroniska wynosił 270 kg, wynik ten należy do nosicza Laco Kulanga, który był równocześnie hatarem schroniska pod Łomnicą. Natomiast rekordowy wynik ładunku wyniesionego do Chaty pod Rysami, wynosi 116 kg. Rekordowy czas podejścia z ładunkiem wynoszącym 60 kg do Chaty pod Rysami, ze schroniska nad Popradzkim Stawem wynosi nieco ponad godzinę. 



11.45/ kierujemy się w prawo za [niebieski szlak] znakiem. Według szlakowskazu o 15.10 powinniśmy cieszyć się widokami z wierzchołka Rysów. 
Trochę to późno, z opowiadań wiem, że najpóźniej powinno się być w południe, wtedy mamy najlepszą widoczność i nie ma jeszcze takiego dużego natężenia ruchu na górze. 
Jak będzie to się okaże w przeciągu paru godzin (godz. 16.25 - stanąłem na Rysach).

Wąska, kamienna ścieżka, wprowadza nas w zacieniony leśny obszar, porośnięty wysokimi świerkami i okazałymi limbami wśród coraz liczniejszych kosówek, ponad którymi, prześwitują potężne turnie, szczytów otaczających dno doliny.  

Wraz z nabieraniem wysokości drzewostan rzednie, las się kończy, a świerki stają się niższe i krępe, pojawia się kosówka. Teraz ścieżka zaczyna piąć się coraz bardziej stromo. 
Bujna kosodrzewina rosnąca na poboczu towarzyszyć nam będzie teraz przez najbliższe kilkadziesiąt minut wędrówki.
Za koron drzew pojawiają się pierwsze widoki skalistych, górskich szczytów, 
porośnięte bujną roślinnością i kosodrzewiną z pojedynczymi świerkami. 
Są to potężne, postrzępione urwiska Grani Baszt z lewej i Popradzkiej Grani z prawej. 

Po 20 min. marszu od Rozdroża przy Popradzkim Stawie dochodzimy do drewnianego mostku przerzuconego na kamiennych głazach, pod którym przepływa - Żabi Potok (1560 m n.p.m), jest on dopływem Hińczowego Potoku. 
Jako ciekawostkę mogę podać, że do tego miejsca Mięguszowieckim Potokiem podchodzą od dołu pstrągi. Jest to najwyższe w całych Tatrach miejsce ich występowania. 
Dla zmęczonych wędrowców postawione są tu dwie małe ławeczki drewniane. 
Dla mnie to kolejna okazja by na chwilę spocząć, wyrównać oddech i spojrzeć na pobliskie widoki.
Patrząc na północ pięknie się prezentuje spiczasty stożek Mięguszowieckiego Wołowca (2228 m n.p.m) oraz fragment skalnej grani Wołowego Grzbietu.
Szpiczasta, charakterystyczna sylwetka Wołowca będzie nam towarzyszyć przez dłuższy czas.

Po chwili odpoczynku, kiedy doszła do mnie część grupy, ruszamy dalej. W oddali, pośród gęstej, wysokiej kosodrzewiny ukazuje się drewniany słupek szlakowskazu z widocznym czerwonym daszkiem. Słupek oznajmia nam, że jest to:
12.11/ ROZDROŻE nad ŻABIM POTOKIEM: 5,6 km, 1580 m n.p.m, 1,3 km, 120 m /390 m, 9%


Ścieżka szlakowa doprowadza nas na rozdroże położone w środkowej części Doliny Mięguszowieckiej, w widłach dwóch odnóg Żabiego Potoku Mięguszowieckiego, który nieco poniżej uchodzi do Hińczowego Potoku.
Tu następuje rozwidlenie szlaku w 2 kierunkach:
1* [niebieski szlak] szlak - którym cały czas idziemy od stacji Popradske Pleso TEŹ, przez Rozdroże przy Popradzkim Stawie i Rozdrożu nad Żabim Potokiem prowadzi dalej prosto na Koprową Przełęcz.
2* [czerwony szlak] szlak - my teraz skręcamy w prawo i będziemy zmierzać w górę, na górne piętro Doliny Mięguszowieckiej, do jej odnogi - Doliny Żabiej i dalej na Rysy - czas przejścia: 3 h 20 min.
W tym miejscu jeden z naszych uczestników, który podążał sam z przodu, nie zwracając na rozwidlenie szlaku, zamiast skręcić w prawo za znakiem, poszedł szlakiem prosto. 
Dopiero po jakimś czasie zorientował się, że nie jest to prawidłowy szlak. Zawrócił i pod progiem, gdzie zaczynają się łańcuchy dogonił grupę i razem z nią rozpoczął wspinaczkę na najtrudniejszy odcinek trasy.


Dolina Mięguszowiecka to jedna z ładniejszych tatrzańskich dolin po słowackiej stronie. 
Początkowo podejście nie jest zbyt strome, lecz monotonne. Po raz drugi, mostkiem przekraczamy Żabi Potok i szerokimi zakosami, pośród wysokiej kosówki, zaczynamy piąć się ostro w górę na północny-wschód. 
Podążamy otwartym terenem, przez co zmagamy się z mocno palącym słońcem, które nas strasznie osusza. Organizm w tym momencie potrzebuje ogromnych ilości wody, na szczęście mam jeszcze 2 butelki mineralki ale jak tak dalej będzie grzało to zapewne zabraknie mi ten zapas wody.

Przed nami skalny próg, po którym spływają wody Żabiego Potoku. Nadarza się okazja, by odświeżyć twarz i dłonie w strugach zimnej, jakże krystalicznie czystej wodzie.
Nie muszę chyba wspominać, że woda na takiej wysokości ma niepowtarzalne walory smakowe.


Wąska, kamienna ścieżka, wznosi się licznymi krótkimi zakosami, pośród kęp kosodrzewiny, wznosi się coraz wyżej w górę, wyprowadzając nas na całkowicie otwarty teren. Głębokie żleby wcięte w strome, skalne stoki, malowniczo kontrastują z szarością skał i zielenią kosodrzewiny. 
Od zachodu pięknie wznoszą się, pożłobione ogromnymi żlebami, postrzępione turnie Grani Baszt z najwyższym Szatanem (2421 m n.p.m). 
Rozświetlone w słońcu, granitowe zbocza Grani Baszt ukazują nam w całej okazałości swe piękne oblicze.

Stromizna kamiennego chodnika ułożonego z dużych kamiennych płyt stopniowo wzrasta, zmieniając co rusz swój kierunek. Idąc wzdłuż kosówki, przed nami wyrasta rosnący w oczach stożek Wołowca Mięguszowieckiego i Grań Baszt.
Dochodzimy w rejon wielkiego samotnego głazu, stojącego tuż obok szlakowej ścieżki, w czasie opadów jest to dobre miejsce by ukryć się przed deszczem. 











Zaczyna się teraz długa seria zakosów, wyprowadzających wśród kosówek i muraw na opadający stopniami skalisty próg Żabiej Doliny Mięguszowieckiej.
O nocnym pejzażu i pięknie tej okolicy Jerzy Żuławski tak pisał w ,,Taterniku"

„Wkoło nas skalne pustkowie, same tylko morze szarych głazów, z których wynurzają się potężne czarne sylwety gór. Ciszy nie budzi nawet stapiający się z nią szum potoku, czasem tylko wicher zajęczy w turniach żałośnie” 
 
W tym momencie trudy wspinaczki, wynagradzają nam różnokolorowe górskie kwiaty wyrastające na stokach. Zauważam, że z coraz większą wysokością tempo naszej wspinaczki staje się coraz wolniejsze.
starzec Fuchsa
Nie ma się co spieszyć, trzeba ostrożnie stawiać nogi, bowiem jeden nierozważny krok może być dla nas nieszczęściem. W oddali dostrzegam maleńką rozebraną do połowy postać, dźwigającą na plecach ogromne pakunki, idzie dość wolno, stąpając ostrożnie po kamienistej ścieżce. Po chwili przystaje i siada na przydrożnym kamieniu. Jest to zaopatrzeniowiec wnoszący do schroniska wszelkiego rodzaju przedmioty jak i artykuły spożywcze.























Nie chcę nawet przypuszczać ile to może ważyć. Ale kiedy doszedłem do niego, nastąpiło krótkie powitanie ,,Ahoj", usiadłem obok, nawiązałem krótką rozmowę, zamieniając kilka zdań. Dowiedziałem się, że w tej chwili dźwiga na swoich barkach 65 kg. Powiedział mi też, że specjalnie dla nosicieli poprowadzona jest inna ścieżka do schroniska - omija ona łańcuchy, jednakże poruszanie się nią przez turystów jest zabronione! Miłe to było spotkanie, do tej pory nie było mi dane spotkać tak miłą osobę przemierzając górskie szlaki. Tragarze lub jak kto woli ,,nosiče" są osobliwością Tatr Słowackich, których bardzo często można spotkać na tej trasie.


modrzyk górski
Dla zainteresowanych osób, napiszę pobieżnie o tym dość trudnym i uciążliwym zawodzie o ile to można uznać za pracę zarobkową. Słowo Sherpa(Szerpa) pochodzi z tybetańskiego i jest wynikiem nepalskiej wymowy złożenia wyrazów: sher - wschód i pa - lud. Sherpa, tragarz, nosiče - są to niezwykłe osoby, które dostarczają cały towar do schronisk znajdujących się w trudno dostępnych miejscach na terenie Słowackich Tatr.
 

Towar jest dostarczany za pomocą specjalnych plecaków z przedłużonym stelażem, dzięki czemu za jednym razem można wziąć więcej towaru. Oczywiście z tą zaletą wiąże się obciążenie, którego nie wytrzymują zwykli ludzie. Na takich stelażach znajduje się żywność, środki czystości, opał, artykuły medyczne, pakowane w większe pudła, poukładane w stos. Taki stos waży nawet do 100kg! Wytrzymałość tych ludzi jest naprawdę godna podziwu.

W Tatrach są 4 schroniska do których nie można dojechać samochodem, przez co są zaopatrywane przez tragarzy:
Schronisko pod Rysami 2250 m n.p.m. (Chata pod Rysmi),
Schronisko Téryego 2015 m n.p.m. (Téryho chata),
Schronisko Zbójnickie 1960 m n.p.m. (Zbojnícka chata),
Schronisko Zamkovskiego 1475 m n.p.m. (Zamkovského chata). 

Tragarze kontynuują swoją pracę już od ponad 160 lat. Schodząc na "niziny" znoszą na swoich plecach śmieci i wszelkie odpady powstałe w wyniku utrzymywania tych schronisk. Niewielu wytrzymuje tak ogromny wysiłek fizyczny. 


ciemiężyca zielona
Najbardziej znanym tragarzem jest Laco Kulanga, niegdyś gospodarz Chaty Zamkovskiego. Ten człowiek jest również rekordzistą jeśli chodzi o jednorazowe wniesienie towarów, z leżącego na wys. 1250 m n.p.m Starego Smokowca, wniósł:
do Chaty Teryegow (2015 m) -1976 r -151 kg
do Zbójnickiej Chaty(1960m)- 1977 r. -139 kg
do Chaty Zamkovskiego w 1993 r. -207 kg 
do Skalnatej Chaty          w 1998 r. -176 kg

Ze Skalnej Chaty(1730 m) zniósł na stację

przesiadkową kolejki linowej(1170 m) -211 kg. W 1998 r. wniósł ze Startu do Skalnej Chaty 176 kg. Dziś „król tatrzańskich tragarzy” prowadzi stylową, Skalnatą Chatę (Schronisko Łomnickie) nieopodal trasy zjazdowej ze Skalnatego Plesa w Tatrzańskiej Łomnicy. To nie był koniec jego zdumiewających osiągnięć, w 1999 r, na swoje 50-te urodziny wniósł na swoich plecach do Chaty Zamkovskiego 210 kg. Przez 30 lat szeprowania, Laco Kulanga przerzucił do wszystkich schronisk razem dokładnie 1 003 600 kg. Najcięższy ładunek wniesiony do Chaty pod Rysami, ważył 116 kg. Słowaccy tragarze kochają rywalizację, dlatego co roku organizują zawody Sherpa Rally. Mężczyźni wnoszą 60 kg a kobiety 20 kg. Linia startu znajduje się przy Schronisku nad Popradzkim Stawem, meta natomiast przy Chacie pod Rysami(2250 m n.p.m). Najlepszy czas to 1 h 28 min 4 sek.

Z nabieraniem wysokości coraz bardziej zanika roślinność. Krzewy kosodrzewiny robią się coraz niższe i rzadsze, powoli będą zanikać, wtedy ustąpią miejsca skalnemu rumowisku.

miłe przywitanie z ,,nosičem"
Z każdym przebytym metrem masyw Grani Baszt prezentuje się coraz bardziej okazale. W Grani Baszt jest bardzo dużo ,,Szatańskich" nazw - Szatan, Czarci Róg, Piekielnikowa Turnia, Diablowizna, Szatani Żleb, Capie Turnie, Diabla Turnia, Szatania Przełęcz.
Wynika to z dawnych legend mówiących o ukrytych w Szatańskim Żlebie skarbach strzeżonych przez Szatana, zrzucającego kamienie na śmiałków, którzy go szukają i poszukują skarbów.


Osiągając ok. 1800 m n.p.m. na poboczu, wzdłuż ścieżki pojawiają się drewniane barierki. Płotki te mające powstrzymać turystów, nas miłośników górskich wędrówek przed zadeptaniem i tak już ubogiej roślinności na tej wysokości, niszczeniem struktury gleby ale też służą jako ochrona przed próbami skracania sobie szlakowych zakosów, podczas podchodzenia czy schodzenia.Można by rzec chodzenia na,,skróty". Na wprost wypiętrzają się skalne wzniesienia Żabiej Turni, Wołowej Turni i Wołowca Mięguszowieckiego.


Zresztą co chwilę jestem świadkiem takiej sytuacji, jak nieodpowiedzialne osoby to czynią, mimo istniejących barierek. Barierki te postawiono w 2012 r. podczas remontu szlaku.
Trawersujemy ku północy, na górne piętro Doliny Mieguszowieckiej -  do Doliny Żabiej. Wraz z nabieraniem wysokości zauważam, że część uczestników naszej grupy pozostaje w tyle.


55 min.zajęło mi przejście z Rozstaje nad Żabim Potokiem do dolnej części Doliny Żabia Mięguszowiecka. Otworzył się wspaniały widok na Żabie Stawy. Ujrzałem rumowisko skalne, otoczone stromymi zboczami postrzępionych wierzchołków. Teraz już tylko gdzieniegdzie widać skromne połacie wysokogórskich traw. Otaczający nas krajobraz poraża surowością. Przez Żabią Dolinę przechodzimy po dużych blokach skalnych i piargach pod ścianami Kop Popradzkich. 
Dolina Żabia Mięguszowiecka jest jedną z najładniejszych i najczęściej odwiedzanych dolin słowackich. Zbudowana jest z granitów, a jej rzeźbę ukształtowały lodowce. Świadczą o tym dobrze zachowane moreny boczne i środkowe, progi dolinne oddzielające kolejne piętra doliny, wyraźnie ukształtowane kotły lodowcowe(owalne zagłębienie otoczone z trzech stron stromymi stokami, a z czwartej ryglem skalnym. 

Na obszarze doliny występuje kilka kotlinek ale największą z nich jest Kocioł Żabich Stawów Mięguszowieckich. Kocioł otoczony jest z 3 stron grzbietami skalnym i tak:
* od północy - to główna grań Tatr - od Rysów przez Wołowy Grzbiet do Hińczowej Turni (2377 m n.p.m)


* od południa -  którędy wchodziliśmy, widoczna Popradzka Grań, odchodząca od Ciężkiego Szczytu z kulminacjami w szczytach Wielkiej Kopy Popradzkiej i Małej Kopy Popradzkiej.
Imponująco wygląda też górna - zachodnia część Doliny Mięguszowieckiej, oraz Doliny Szataniej.
Pięknie wkomponowuje się w ten górski krajobraz, oświetlone południowym słońcem majestatyczne skalne ściany Grani Baszt. 
Dolina Mięguszowiecka ma w swej pamięci tragiczne zdarzenie. Otóż:
20 stycznia 1974 r. o godz. 10.40 w Dolinie Mięguszowieckiej wydarzyła się największa jak do tej pory katastrofa lawinowa w Tatrach. Żlebem spod Przełęczy nad Skokiem w Grani Baszt zeszła potężna lawina, która przewaliła się przez Mięguszowiecki Potok i wdarła 140 m na przeciwległy stok, wspinając się na niego z rozpędu aż 44 m w górę. Na stoku tym, na śnieżnym pólku trenowali z instruktorem uczestnicy kursu narciarskiego ze słowackiego Technikum Budowlanego. Lawina przysypała 24 z nich. Dzięki błyskawicznej akcji ratunkowej (było to tylko 400 m od schroniska nad Popradzkim Stawem) udało się odgrzebać spod śniegu 11 płycej przywalonych. W ciągu następnych godzin i kilku dni liczne zespoły ratunkowe (z pomocą przyszło również wojsko) odgrzebały ciała 10 uczestników kursu; wśród nich nauczyciela z 12-letnim synem. Pies wskazał miejsce, gdzie po 5 godzinach od zejścia lawiny wydobyto żywego 18-latka przywalonego metrową warstwą śniegu. Ciała dwóch uczniów udało się znaleźć dopiero wiosną po stopnieniu śniegu.

Przełęcz pod Skokiem znajduje się w bocznej Grani Baszt pomiędzy Małą Basztą (2288 m) a Skrajną Basztą (2203 m)

A teraz kilka słów o stawach znajdujących w kotle doliny. Wchodząc do doliny na samym początku widoczny jest tylko jeden z trzech stawów:
* Wielki Żabi Staw Mieguszowiecki (1919 m n.p.m) - jest największym stawem- pow. 2,26 ha i głębokość-7 m.
* Mały Żabi Staw Mięguszowiecki (1919 m n.p.m) pow.1,2 ha i głębokości 13 m.
Dawniej oba stawy były ze sobą połączone. Wał kamieni znajdujący się pomiędzy nimi położony jest jedynie kilkadziesiąt centymetrów ponad ich lustrem.
* Wyżni Żabi Staw Mięguszowiecki (2053 m n.p.m) pow. 0,17 ha, najmniejszy i najwyżej położony. 
Wyżni Staw będą widoczne dopiero z wyższych partii góry.  
Jako ciekawostkę mogę podać, że nazwa stawów wzięła się od skał wystających z Wielkiego Żabiego Stawu, kształtem przypominającym ,,skalną żabę"
A czy faktycznie tak jest to już pozostawiam każdemu z Was do oceny.
 

Dolina Żabia Mięguszowiecka wygląda imponująco wraz z trzema stawami. Zostawiamy jednak stawy za sobą i udajemy się w dalszą drogę.
Od stawów czeka nas kolejne mozolne podejście po kamiennych płytach, skalnym rumowiskiem. Wzdłuż Wielkiego Żabiego Stawu, trawersujemy zbocze Wielkiej Kopy (2354 m n.p.m), zmierzając pośród dużych bloków skalnych i piargach na północ do kotlinki Pod Żabim Koniem. 
Ścieżka wije się zakosami do góry, wymuszając ogromny wysiłek, cały czas zmierzamy do przodu by jak najszybciej osiągnąć cel bo i pora jest dość późna.  
Roślinność jest już bardzo skromna, jedynie w niewielkich ilościach spotykamy naskalne porosty. 
Widoczna ciemna smuga na skalnej ścianie to okresowa siklawa, pojawiająca się tylko w czasie obfitych opadów, spadająca z Kotlinki pod Wagą.

Przede mną dobrze widoczne skalne ściany Wołowej Turni (2373 m n.p.m), Żabiej Turni Mięguszowieckiej ( 2335 m n.p.m) i Żabiego Konia ( 2291 m n.p.m).
Żabi Koń usytuowany jest w głównej grani Tatr pomiędzy Rysami (oddzielony Żabią Przełęczą) a Żabią Turnią Mięguszowiecką w Wołowym Grzbiecie (oddzielony Żabią Przełęczą Wyżnią). Wschodnia grań Żabiego Konia dzieli się na dwa odcinki, bardziej stromy- Górny Koń i łagodniejszy-Dolnego Konia. Jest dobrze widoczny znad Morskiego Oka jako przysadzista, granitowa płetwa. Widziany od wschodu lub zachodu (wzdłuż grani) ma wygląd ostrej iglicy.
Szczyt długo uchodził za zbyt trudny do zdobycia. Wszystkie drogi taternickie prowadzące na szczyt należą do trudnych (wejść turystycznych na szczyt nie ma). Mimo mało imponującej wysokości Żabi Koń od dawna należy do najpopularniejszych turni tatrzańskich wśród taterników, a jego północna ściana była przez pewien czas uznawana za najtrudniejszą w Tatrach. 



Przed nami wyjątkowy widok na wypełnioną rumoszem skalnym dolinę, gdzie pomiędzy rumowiskiem można dostrzec zarys dalszego przebieg szlaku, którym będziemy podążać.

podejściem do skalnego progu.



Kamienna ścieżka skręca w prawo pod kątem 90 stopni, pośród kamiennych głazów, wznosi się dość stromo do góry. Po dość wyczerpującej wspinaczce zakosami, pośród dużej ilości skalnych głazów, dochodzimy do najtrudniejszego fragmentu tej części szlaku, do skalnej ściany. 
Po przejściu ponad 500 metrów, ścieżka szlakowa wyprowadza nas w rejon Kotlinki pod Żabim Koniem na wysokość 2070 m n.p.m.


13.30/  Jak tu pięknie, warto w tym miejscu przystanąć, usiąść na pewien czas i popatrzeć na iście alpejski krajobraz. Doszliśmy na płaski teren, gdzie robimy odpoczynek, oczekując aż dotrą  pozostali uczestnicy wyprawy. Dokładnie nie wiemy, jak daleko w tyle pozostali. Jest to ulubione miejsce odpoczynku przez strudzonych podejściem turystów. Po bokach spora grupa osób odpoczywa przed dalszą wędrówką. Po trudach wspinaczki robimy przerwę na odpoczynek i uzupełnienie płynu w organizmie.
Patrząc w stronę, w którą będziemy zmierzać panuje ożywiony ruch, nie jest to zbyt komfortowa sytuacja do wspinaczki, zwłaszcza podczas wymijania się na wąskich półkach skalnych ścieżki.
Siedzimy, czekając na pozostałych uczestników grupy, tuż przed półką skalną, najtrudniejszym odcinkiem tej trasy. 
  

Jeden z młodzieńców w oczekiwaniu na troje uczestników naszej wyprawy, zrobił sobie krótką drzemkę.


13.45/  Siedząc doszedłem do wniosku, że nie będę czekać aż dołączą do nas osoby, które pozostały w tyle. Więc wolnym krokiem sam wyruszyłem w górę, licząc na to, że grupa z czasem dogoni mnie na trasie. Szedłem też z myślą, że dogonię osoby, które są już na trasie przede mną. 
Doszedłem pod skalny próg. Czeka mnie teraz 600 m. podejście, przy 150 m przewyższeniu do Kotlinki pod Wagą i dalej 300 m kamienną ścieżką, poprowadzoną pośród skalnych bloków do najwyżej położonego schroniska w Tatrach - Schroniska pod Rysami (słow. Chaty pod Rysmi).
Niestety podchodząc do góry nie utrwaliłem tego momentu, ponieważ rozładował mi się akumulator, tak więc będę się posiłkował zdjęciami zrobionymi przez innych uczestników naszej wyprawy.
Mapka przebiegającej trasy od Popradzkiego Jeziora przez Rysy do Czarnego Stawu pod Rysami.




14.20/  na zegarze kiedy pozostała grupa rozpoczyna wspinaczkę. Dzisiaj mogę napisać, że na trasie jestem już od 35 minut i w tym momencie przekroczyłem symboliczną bramie Wolnego Królestwa Rysów.  
Zwykle w sezonie jest tu mnóstwo ludzi, dlatego też wchodząc do góry musimy się uzbroić w cierpliwość czekając na wejście. 
Od tego miejsca tj. od 2070 m n.p.m, zaczyna się jeden z trudniejszych odcinków trasy. Czeka mnie teraz 250 metrowe eksponowane, strome podchodzenie, wysokim skalnym progiem, wąskimi półkami i mocno nachylonymi skalnymi płytami. 
W początkowej fazie podchodzenia, dla poprawy bezpieczeństwa, na krótkim odcinku szlaku zamontowano osobne łańcuchy dla wchodzących i schodzących, po to by zminimalizować zatory, które tutaj tworzą się w sezonie w czasie dużego natężenia ruchu turystów. 

Wspinam się powoli, jeden za drugim, dobrze jest jak idziemy za kimś z zachowaniem bezpiecznej odległości. Po krótkim przejściu, skręcam w prawo i wchodzę na wąską ścieżkę zabezpieczoną za pomocą łańcuchów, kilka długich lin i metalowych klamer, służących jako stopnie do wchodzenia.  
Dość szybko dochodzę do mocno nachylonego skalnego progu, który pokonuję za pomocą klamer. Gdy pojawiły się łańcuchy, po raz kolejny zrozumiałem, że góry to potęga, której należy się szacunek i pokora dlatego też podczas wchodzenia należy zachować rozsądek i spokój.


Ogólnie ten odcinek szlaku nie jest trudny, można go przejść bez asekuracji, zabezpieczenia przydają się szczególnie po deszczu czy w czasie oblodzenia gdy teren jest mokry i śliski. 
Dla mnie był to bardzo przyjemny odcinek na tej trasie.

Z każdym pokonanym metrem zachwyt nad otaczającym nas pięknem niewątpliwie wzrasta. 
Dla swojego bezpieczeństwa, podchodząc pod skalną półkę, na krótkim jej odcinku, podczas wymijania, wskazane jest stanąć i przepuścić schodzących turystów.  
Dopiero wtedy można kontynuować dalsze bezpieczne wchodzenie w górę.





Maszerując należy zachować ostrożność bowiem ścieżka, którą idę jest bardzo wąska, jednocześnie zalegają na niej duże ilości drobnych kamieni. Cały czas podchodząc trzeba patrzeć pod nogi, uważać by się nie poślizgnąć, drobne potknięcie o które jest nie trudno może grozić spadnięciem poboczem w dół.
 
Są odcinki trasy, że idzie się trawersem poprzez większe głazy i kamienie. 
Trasa przez cały czas zabezpieczona jest łańcuchami (momentami są zbyt długie), ze względu na wąską ścieżkę i dużą stromiznę opadającą w dół zbocza. Trzymam się blisko ściany, bowiem ścieżka szlakowa zbliża się nad krawędź zbocza przez co z prawej stronie czai się przepaść.
Dalej szlak zakręca w lewo, przechodzi się przez kilka większych głazów i wychodzi na wąską ścieżkę (po lewej łańcuchy i długa lina do pomocy). Podchodząc eksponowanym trawersem wzdłuż skalnego występu stopniowo nabieram wysokości. 


W zasadzie cały przebyty do tej pory szlak nie sprawia mi większych kłopotów, choć oczywiście wymaga kondycyjnego wytrenowania.
Zachwycając się widokami a także ściskając liczne łańcuchy, wędrując po prostu nie można się tu nudzić. Ostatni odcinek szlaku to łagodny poziomy trawers zbocza. 
Muszę przyznać, że emocji i wrażeń przy trawersowaniu ściany nie brakowało. Wiele osób miało trudności z pokonaniem tego podejścia, dla mnie dość łatwego i nie sprawiającego żadnego kłopotu.



Końcowy odcinek trawersu skalnej półki to wspaniały widok na Dolinę Żabią z jej Wielkim i Małym Żabim Stawem oraz zarys szlaku, którym szliśmy do Kotlinki pod Żabim Koniem.

Po pokonaniu kolejnego, skalnego, dość trudnego odcinka trasy, kamienna ścieżka skręca w lewo i pośród  rumoszu skalnego, stromo wznosi się do góry. 
Dla przeciętnego turysty przejście tej trasy może być kłopotliwe i niebezpieczne.
Wzdłuż grzbietu wychodzę na odsłonięty teren w rejon Kotlinki pod Wagą.
Przede mną w całej okazałości ukazuje się południowo-zachodnia grań Ciężkiego Szczytu aż po Smoczą Grań. 

Oglądając się za siebie, w blasku słońca ukazuje się Dolina Żabia Mięguszowiecka z Wielkim i Małym Stawem Żabim Mięguszowieckim. Na drugim planie widoczny masyw Grani Baszt z najwyższym szczytem Szatanem (2422 m n.p.m.), który malowniczo wkomponowany jest w ten górski pejzaż.
 
Po pokonaniu eksponowanego odcinka trasy, kończą się wszelkie trudności techniczne i sztuczne zabezpieczenia. Następne pojawią się schodząc z Rysów na stronę polską.
Przejście było bardzo wymagające, nie sprawiło mi większych trudności, ale za to przeżyłem dużo wrażeń patrząc w dół pod nogi w miejscu gdzie pojawiała się przepaść.. 
Czasami trudno opisać to wszystko co czuje się w swoim wnętrzu w sytuacjach, których dotychczas nie miało się do czynienia. 
Skręcając teraz w lewo, wychodzę na otwarty teren, ścieżka pnie się stromo w górę, schodami z kamiennych bloków, pośród skalnego rumoszu aż do samego wierzchołka.
Trawersując wzdłuż, południowe żebro Rysów, podchodzę do najwyżej położonej części Żabiej Doliny, na począte
k Kotlinki pod Wagą (2100-2300 m n.p.m).
Do schroniska pozostało mi jeszcze tylko 300 metrów, od tej wysokości diametralnie zmienia się krajobraz jak i otoczenie.




14.20/ Kamiennym chodnikiem, ułożonym z płaskich płyt, dochodzę do symbolicznej bramy, informującej, że wchodzę na terytorium Wolnego Królestwa Rysów. Na wielkim skalnym głazie, zamontowano drewnianą tablicę z wyrzeźbionym napisem: ,,Slobodne Kralovstvo Rysy" i przywitanie w trzech językach. Ten symboliczny znak ma określać miejsce, gdzie zanikają wszelkie podziały a między ludźmi wszystkich narodów, panuje przyjaźń i miłość do gór.
Przekraczając bramę zrobioną ze sznurka i różnokolorowych chorągiewek, ścieżka [czerwony szlak] szlaku wkracza w rejon Kotliny pod Wagą (2100-2300 m n.p.m).

Po krótkiej chwili, wśród skalnych bloków ukazuje się mały niebieski budynek, cudo górskiej architektury. Okazuje się, że jest to ogólnodostępna najwyżej położona, zawieszona nad urwistą przepaścią schroniskowa sucha toaleta (2200 m n.p.m). Sama wizyta w ,,wychodku" jest niezwykłym przeżyciem, przebywając tam można odnieść ogromne wrażenie. Jej ściankę od strony przepaści wypełnia okno. W czasie korzystania z ,,kibelka", szczególnie przez panów z racji ukierunkowania okna na wprost przepaści, zachwycają się niesamowitymi widokami wysokogórskimi jednocześnie podziwiają roztaczające się piękne widoki na dolinę. Wizyta może być silnym przeżyciem. 

Niestety sam tego nie doświadczyłem, bo nie miałem możliwości skorzystania z wizyty w nim a szkoda (po prostu natura nie wezwała mnie do odwiedzin).
Ta znana, kolorowo pomalowana ,,sławojka", słynie nie tylko z panoramy ale też z kolorowych malunków na jej zewnętrznych i wewnętrznych ścianach. 
Tylko ona pozostała po starym schronisku.

sławojka przy Chacie pod Rysami (fot. Wikipedia)
Oglądam się po raz kolejny za siebie, czy zbliża się grupa, ale niestety nie ma ich w zasięgu mojego wzroku. Za to w oddali dostrzegam szczyty Grani Baszt a z lewej strony skalną ścianę Wielkiej Popradzkiej Kopy.

Po kamienistych stopniach i głazach początkowo dość stromo, nieregularnymi serpentynami zmierzam do góry. Samo podejście jest monotonne, męczące i dość uciążliwe z powodu złego stanu kamiennej ścieżki. Ze względu na dużą stromiznę odczuwam dość duże zmęczenie podczas wchodzenia. Wkrótce wśród skalnych głazów ukazuje się schronisko a w oddali widać też już upragniony wierzchołek, który mamy odwiedzić. Patrząc z tego miejsca na Rysy zastanawiam się ile czasu zejdzie mi do momentu, kiedy stanę na jego wierzchołku, ciesząc się panoramą.






Zbliżając się do budynku schroniska na słupkach szlakowskazów zauważyłem kilka dziwnych ostrzegawczych tablic.
1* tablica informuje, że teren objęty jest zakazem wstępu ze względu na przebywanie na tym obszarze grupy al-KAIDY.
2* po drugiej stronie ścieżki o słupek stoi oparta czarna kosa a nad nią wisi tablica z wizerunkiem jednego z bywalców tej okolicy, z podpisem głoszącym złowrogą wieść ,,Davajte si pozor"- (strzeż się), co by sugerowało, że jesteśmy obserwowani przez tą tajemniczą osobę.



Część grupy w drodze do schroniska, ja natomiast od 32 minut relaksuje się w Schronisku pod Rysmi.



 Podchodząc cały czas stromo do góry pośród skał i piarg dochodzę do:  
14.28/ SCHRONISKA pod RYSAMI: 9,1 km, 2250 m n.p.m, 3.5 km, 630 m /1020 m, 18%

Samo schronisko to legenda sama w sobie. Wyróżnia się nie tylko położeniem, ale również prawdziwie wysokogórską atmosferą, o jaką w Tatrach coraz trudniej. Jest to najwyżej położone i najmłodsze schronisko w Tatrach, zbudowane w 1933 r. Czynne jest tylko w sezonie letnim od 16.06 do 31.10. Przez specyfikę położenia, było wielokrotnie niszczone przez lawiny i tyleż razy odbudowywane. W latach 2010-2013 chata zostało zbudowana całkowicie od nowa, zachowując swój pierwotny kształt. Inwestycja kosztowała 600 tys. euro. Budynek zyskał m.in. odpierający lawiny mur obity tytanowo-cynkową blachą. Dwu kondygnacyjny budynek wieńczy dwuspadowy dach, który ma charakterystyczną, grafitową fasadę z czerwonymi okiennicami. Liczba miejsc noclegowych pozostała taka sama, czyli 14 łóżek na poddaszu.

Powiększono natomiast jadalnię, gdzie turyści mogą spać na podłodze i ogrzać się przy wielkim kaflowym piecu. Chata jest zasilana energią słoneczną z kolektorów zainstalowanych na dachu. Woda pochodzi z roztopionego śniegu lub - pod koniec sezonu - ze strumyka położonego poniżej. Ze względu na usytuowanie schroniska w terenie trudno dostępnym pod wierzchołkiem Rysów, prace budowlane były bardzo trudne – odbywały się tylko w sezonie letnim. Większość materiałów budowlanych transportowano za pomocą śmigłowca Mi 8 – w ten sposób przewieziono w ponad 500 ton budulca. Przy schronisku znajduje się też ,,Przystanek na żądanie", a na nim - nowoczesny szlakowskaz w formie rozkładu jazdy, z którego możemy się dowiedzieć, ile czasu zajmie nam wejście na Wagę, czy też na Rysy.

Po przekroczeniu chaty, owianej tatrzańską legendą byłem pełen zachwytu, niepowtarzalnym klimatem i panującą w niej atmosferą. W niewielkiej jadalni, siedziało w sumie siedem osób. Zdjąłem plecak, zająłem wygodnie miejsce przy drewnianym stole, tuż obok okna z widokiem na ścieżkę, którą podchodziłem do schroniska. Tradycyjnie, zamawiam gorącą czekoladę z bitą śmietaną, o dziwo w wyjątkowo niskiej cenie 7 zł. Ceny w schronisku są wyjątkowo wysokie, powiedzmy tak jak wysokość na której się znajduje. Nadmienię tylko, że 1,5 l. butelka wody mineralnej kosztuje 4 euro, o ile nie mamy tej waluty to trzeba zapłacić 20 zł.
Nie nocowałem w nim nigdy, ale od napotkanych miłośników gór, krążą wyłącznie pochlebne opinie o tym schronisku, do którego chętnie się wraca, choćby na wspaniałą atmosferę tu panującą szczególnie wieczorową porą. Siedzę tak sobie zapatrzony w okno oczekując na przybycie całej grupy. I tak po 32 minutach pojawiają się pierwsze osoby z którymi wyruszyłem na wyprawę.

15.38/ wypoczęty i pełni sił, po 1 h 10 minutach mojego pobytu w chacie, tym razem z całym towarzystwem opuszczam budynek, udając się w dalszą drogę. 
Co niektórym przybyszom nie dane było tak długo posiedzieć w schronisku. 
Jeremi mógł sobie pozwolić tylko na 10 minutową posiadę.
Pozostało nam już tylko 300 metrowe podejście tj około 45 minut wspinaczki by osiągnąć cel naszej dzisiejszej wyprawy - RYSY.
[czerwony szlak] szlak, omija schronisko z lewej strony, szerokim trawersem, pośród skalnych rumowisk, wznosi się dość stromo do góry i tak już będzie do samego szczytu.
Tylna ściana schroniska widziana ze ścieżki w drodze na Rysy.

Co jakiś czas spoglądam za siebie, z każdą upływającą chwilą schronisko staje się coraz mniejsze. Jest gorąco i coraz bardziej odczuwamy trudy wędrówki. 
Każdy z nas czeka by jak najszybciej znaleźć się na szczycie i odpocząć. 

Podchodzimy wzdłuż grani Ciężkiego Szczytu, szerokimi kamiennymi schodami. 
Krąży legenda, że tą trasą na Rysy podążał wódz rewolucji W.I. Lenin.


Dochodzę do siodła przełęczy, skąd doskonale widoczny jest kocioł Kotlinki pod Wagą z Granią Baszt, Ciężkiego Szczytu i wierzchołkiem Wielkiej Kopy Popradzkiej (2354 m n.p.m) z lewej.
Patrząc do tyłu zauważam, że nikt poza naszą grupą nie zmierza na Rysy. 
Rozpoznaję, jak wolnym krokiem podąża Oli... i Sin...


Skręcając w lewo, podchodzę piarżystymi zakosami w górę, dość niewygodna, ale pozbawiona ekspozycji i trudności ścieżka wyprowadza nas na szerokie siodło: 
Przełęczy Waga (2337 m n.p.m.), leżącej na grani między Rysami a Ciężkim Szczytem (2520 m n.p.m) w masywie Wysokiej (2547 m n.p.m.).
Od południa, z prawej strony dołącza mało widoczna ścieżka z Wysokiej w Dolinie Białej Wody (dostępna tylko z przewodnikiem).

Południowo-zachodnie zbocza grani opadają z przełęczy do Doliny Żabiej Mięguszowieckiej, północno-wschodnie do Doliny Ciężkiej.
Z przełęczy roztacza się wspaniały widok na głębię Doliny Ciężkiej oraz na opadająca grań Wysokiej, Ganka (2462 m n.p.m) i Gierlach (2654 m n.p.m).


















Ścieżka prowadzi nas zakosami pośród skalnych bloków, równolegle do nachylenia grzbietu na mało wybitne wzniesienie o nazwie Kopa nad Wagą (2390 m n.p.m), która znajduje się pomiędzy Rysami (na północy) a przełęczą Waga (na południu).
16.17/   Patrząc przed siebie dostrzegam oddalającego dość żwawym krokiem kierownika wyprawy. A jeszcze 8 minut temu szliśmy razem, prowadząc dialog na tematy związane z turystyką górką.
Ciekawe gdzie tak mu się spieszy, zapewne planuje zaliczyć 2 wierzchołki.




Coraz mozolniej pniemy się w górę nabierając stopniowo wysokości, powoli większość z nas odczuwa coraz większe zmęczenie, a i w płucach zaczyna brakować powietrza. Ciśnienie tu to tylko 747 hPa przy 1020 hPa w naszej nizinnej miejscowości. Mam zasadę, że maszeruję swoim tempem, w chwili zmęczenia przystaję by odpocząć i wyrównać oddech.

Tak podchodząc nagle ujrzałem rosnące pośród skał kwiaty. 
Rysy są prawdziwym unikatem, jeśli chodzi o bogactwo flory, bowiem na wysokości 2483–2503 m n.p.m czyli na tzw. piętrze turniowym, rosną tu jeszcze 63 gatunki roślin kwiatowych, głównie z grupy roślin alpejskich. Choć klimat w tym piętrze nie jest zbyt korzystny dla rozwoju roślin, występują tu: goryczka, pierwiosnek maleńki, kwap karpacki i wiechlina tatrzańska, rośliny poduszkowe i różne gatunki skalnic, a także mchy i porosty naskalne
Są to rzadkie gatunki występujące w Polsce tylko w Tatrach i to w nielicznych miejscach.







Powyżej to:
Wrotycz (złocień) alpejski - w Polsce występuje tylko w Tatrach. Siedlisko-hale, upłazy, murawy naskalne, na granicie, od piętra kosówki po turniowe. 
W mowie kwiatów oznacza ,,Bądź uczciwy" 
Z lewej:
Omieg górski - występuje Pireneje, Alpy, Karpaty, w Polsce tylko w Tatarach. 
Siedlisko - wysokogórskie murawy, na podłożu bezwapiennym, od piętra kosówki po turniowe. Zwany także kozim zielem z tej przyczyny, że jest jednym z ulubionych dań kozic. 
Stąd też wzięła się wiara, że zapobiega zawrotom głowy nad przepaściami (zarówno u kozic jak i ludzi).
 

Sama ścieżka szlakowa nie prowadzi na Kopę nad Wagą, lecz u jej podnóża lekko odbija w lewo. Ciekawość moja jest jednak górą, schodzę więc ze szlaku i podchodzę parę metrów wyżej na krawędź wzniesienia grani. Przede mną olbrzymia przepaść, bowiem skalista grań Kopy nad Wagą (jest to południowo-zachodnia grań Rysów), stromo opada na dno Kotlinki pod Żabim Koniem, która jest górnym piętrem Żabiej Doliny. 
Grań ta rozdziela Kotlinkę pod Żabim Koniem od Kotlinki pod Wagą.


Czyż nie pięknie prezentuje się kocioł Żabiej Doliny z trzema widocznymi stawami, leżący 600 m niżej. Trzy godziny wcześniej zachwycaliśmy się tą dolinką ze znacznie bliższej odległości.

Doskonale prezentuje się północna poszarpana licznymi turniczkami grań Wołowego Grzbietu, opadająca 600 m ścianami do Doliny Rybiego Potoku.

Chwila odpoczynku, łyk wody mineralnej i rozpoczynamy końcowy etap wspinaczki, powracamy ponownie na ścieżkę szlakową.
Czeka nas teraz najbardziej wyczerpujące podejście, jest to 350 m stroma wspinaczka kamienisto-piarżystym południowym zboczem Rysów, górną krawędzią Kotlinki pod Żabim Koniem. 
Na tym krótkim odcinku trasy trzeba pokonać 109 metrowe przewyższenie - 25% nachylenie stoku.
Przede mną kolejne dwie osoby z grupy, Gaweł i Krzesimir zmierzający na wierzchołek.


Pod koniec trasy ścieżka skręca w prawo i z łagodnego podejścia szlak zaczyna piąć się stromo w górę, pomiędzy wielkimi skałami. Przez zasłane głazami zbocze Rysów, przeciąwszy jeszcze po drodze nie trudne żeberko, pośród skalnych bloków, dochodzimy pod podwójny szczyt. 
Mamy teraz prawo wyboru, który wierzchołek planujemy zdobyć jako pierwszy: 
1* w prawo ścieżka prowadzi, na południowy, wyższy wierzchołek słowacki (2503 m n.p.m).
2* w lewo ścieżka, doprowadzi nas na północno-zachodni, słowacko-polski (2499 m n.p.m).
rws

W sezonie 2* zawsze jest bardziej zatłoczony, gdyż przez niego przebiegają dwa szlaki, ten którym przyszliśmy, oraz polski szlak prowadzący z Morskiego Oka.
Kopuła szczytu jest już w zasięgu wzroku, niemal na wyciągniecie ręki, dzieli nas od niej jeszcze jedno trudniejsze, krótkie strome podejście.  
Patrząc w stronę wierzchołka Rysów, pojawiają się pierwsze zarysy sylwetek postaci siedzących na obu szczytach.



16.22/  Doszliśmy do wniosku, że jest zbyt późno, by wchodzić na słowacki szczyt, po prostu szkoda czasu, więc wolnym krokiem ruszyliśmy na polski wierzchołek. 
Kiedy weszliśmy okazało się, że dwie osoby kosztem krótszego odpoczynku, jednak postanowiły zaliczyć 2503 m n.p.m..
CHWAŁA IM ZA TO. 
Kierując swój wzrok w kierunku polskiego szczytu, zauważam, że chłopacy, których wcześniej utrwaliłem na zdjęciu już odpoczywają na 2499 m n.p.m.  
Nam do osiągnięcia zamierzonego celu pozostało jeszcze niespełna 150 metrów, 4 minuty dość wymagającej wspinaczki.

16.23/ Podchodząc bliżej, na słowackim szczycie rozpoznaję znajomą postać. Okazało się, że przewodnik naszej grupy był jedną z dwóch osób, która zaliczyła słowacki wierzchołek.   
BRAWO  JOHN.
Drugiego zdobywcę zobaczyłem dopiero, kiedy znalazłem się na polskim wierzchołku, ponieważ cały czas szedł na końcu całej grupy. Niestety była ku temu przyczyna.
Oj, oj Jeremiasz nie powinieneś tak ryzykować wchodząc na te 2503 m n.p.m. Kiedy my siedzieliśmy już na 2499 m n.p.m., jedliśmy kanapki, popijaliśmy napoje, co niektóre osoby nawet konsumowały znacznie bogatszy posiłek, jakieś puszki, puszeczki, smakołyki to Ty dopiero wspinałeś się na tego ,,słowaka". W pewnym momencie nawet dawałem Ci znaki (słowne, ruchowe) byś nie wchodził bo przecież czas nas ponagla ale Ty i tak postawiłeś na swoje i wszedłeś. Było bardzo późno a my mieliśmy jeszcze do pokonania bardzo trudny odcinek trasy. Czeka nas jeszcze 14,1 km stromego zejście o nachyleniu 31% . Według szlakowskazu to 5 h 05 minut schodzenia do Palenicy. Oczywiście w grupie ten czas zawsze się wydłuża i nigdy nie jest wiadomo ile on wyniesie. Grupa rządzi się swoimi prawami.
Teraz po dokonanym fakcie sami wiemy ile to nas kosztowało wysiłku, czyż nie mam racji?

Cała szerokość zbocza usłana jest wielkimi ruchomymi kamieniami, które umykają spod nóg. Trzeba z rozwagą stawiać nogi by nie poślizgnąć się, bo wtedy o upadek nie jest trudno. Ważne jest też by nie odrzucać kamieni od siebie spod butów na osoby, które często podążają za nami.
Przy dużym natężeniu ruchu wierzchołek polski jest zawsze bardziej oblegany przez tłumy turystów niż słowacki, bowiem przez polski prowadzi
[czerwony szlak] szlak z Morskiego Oka na Słowację.
Dzisiaj praktycznie nie ma wiele turystów na trasie, tak, że przyjemnie się maszeruje. 

Być może, że jest to już zbyt późna pora.

Pod koniec trasy ścieżka staje się coraz bardziej stroma, podchodzę już po gołej skale, pomagając sobie rękoma, szukając dodatkowego punktu podparcia. 
Pojawiają się pewne trudności z kondycją i nierównomiernym oddechem u dużo osób.
Po kilkunastu metrach podchodzenia, odsłania się widok na polską stronę Tatr i Dolinę Rybiego Potoku. 
Niesamowite wrażenie robi kilkusetmetrowa przepaść, zachodnia ściana Wołowego Grzbietu a pod nią, niemalże pionowo pod naszymi stopami, najbardziej rozpoznawalne tatrzańskie jeziora: Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko.
Tuż nade mną około trzy minuty drogi wznoszą się RYSY, cel naszej wyprawy. 

Stromym stokiem, trawersujemy wierzchołek od zach strony, warunki techniczne są dość trudne. Wysoka temperatura, odległość i dużą wysokość daje się we znaki, niektórym osoby zmierzającym ku górze. Na twarzach widać już duże zmęczenie, szczęście, że szczyt tuż, tuż.
Wreszcie nadchodzi najwspanialszy moment w każdej wspinaczce. Chwila, kiedy od szczytu dzieli mnie już tylko kilka kroków, kiedy wiem, że już nic nie stanie mi na przeszkodzie, kiedy wiem, że dokonałem coś co sobie postanowiłem, o czym marzyłem od wielu, wielu lat.
Zwyciężyłem nie tylko górę lecz przede wszystkim siebie, swoją słabość i swój strach, który w przeszłości mi towarzyszył idąc wysoko w góry. Mozolnie pnąc się w górę dochodzimy wreszcie na grań.



RYSY: 10,1 km, 2499 m n.p.m, 1 km, 250 m/ 1270 m, 25%
16.26/ wskazuje zegarek jak po 6 h 5 minutach stanąłem na Rysach, najwyższym szczycie polskich Tatr. Po raz pierwszy w życiu zbliżyłem się do wysokości 2500 metrów.
Radość i satysfakcja z osiągniętego celu jest niesamowita. Jestem pełen zachwytu z siebie, z tego czego dokonałem, nigdy wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś stanę na tym wspaniałym wierzchołku. Uzmysłowiłem sobie, że Rysy zostały zdobyte, zaś cel jaki sobie wyznaczyłem został zrealizowany.
Do dziś czuję radość i emocje jakie wtedy mi towarzyszyły.
Po prostu marzenia potrafią się spełniać.
Ale nie tylko ja jestem szczęśliwy i zadowolony z dokonanego osiągnięcia, takich osób wśród uczestników jest więcej. Co druga osoba ma na swojej twarzy zadowolenie i uśmiech, a także radość w swoim wnętrzu.

Ludzi których na wierzchołku w sezonie przebywa zazwyczaj bardzo dużo, dzisiaj nie ma zbyt wiele, poza naszą jeszcze nie w pełnym składzie ekipą okupującą cały wierzchołek. 
Każdy z nas znalazł dla siebie jakieś wygodne miejsce na rozgrzanych, skalnych blokach wierzchołka. Samo w pełni skalne plato szczytowe jest stosunkowo niewielkie.
Podsumowując dotychczasową wspinaczkę, powiem tak, te 10 km naszej wędrówki, pięknymi dolinami, urokliwe górskie stawy jakie mijaliśmy na trasie, ta malownicza wysokogórska roślinność zmieniająca się z osiąganą wysokością to wszystko wynagradza nasz trud i męczarnię włożoną w wejście na Rysy.
 
Widok ze szczytu otwiera przed nami niezapomnianą panoramę o kącie 360 stopni.
Patrząc na zegarek to czas mamy trochę przeholowany, bowiem według map i przewodników wejście od Popradzkiego stawu zakłada 4 h 5 min spokojnego marszu bez przystanków.
Nam przejście tej trasy zajęło 6 h 5 minut. Tak więc jesteśmy opóźnieni o 2 godziny. 
Zapowiada się późny powrót do miejsca zakwaterowania.



Teraz czekają nas najwspanialsze chwile tej wyprawy, spoglądanie na odległe szczyty i podziwianie najpiękniejszych panoram. Na te chwile czeka się zawsze z niecierpliwością.
To na tyle w tej części mojej fotorelacji. Pobyt na wierzchołku i wrażenia z tym związane oraz dalszą trasę przedstawię w następnej części......

                                                                                                    Koniec cz. I
                                                                                                                                           


W górach potrzebna jest wrażliwość, by dostrzec ich piękno. 
Potrzebna jest odwaga, by zapanować nad lękami.
Tam czujemy się po prostu wolni



















1 komentarz:

  1. Dziękuje za tak cudowne zdjęcia i szczegółowy opis wyprawy. Czytałam go z wielkim zaciekawieniem , bo wiem że nigdy tam nie będę. Dzięki Tobie mogę tam właściwie być i widzieć całe piękno Gór. Napisałeś że Rysy to punkt honoru każdego turysty. Ja tak tego nie traktuje, chciała bym ,ale wiem że nie mogę. Dzięki Tobie jestem tam DZIĘKUJE J.M.

    OdpowiedzUsuń