środa, 4 czerwca 2014

ZAKOPANE-06.2014/ KUŹNICE - KOŚCIELEC - KUŹNICE



 TATRY WYSOKIE

 KOŚCIELEC

       Góra strachu





PRZEBIEG TRASY:
Kuźnice (1010 m n.p.m) Dolina Jaworzynka(1014 m n.p.m) Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m) Hala Gąsienicowa (1500 m n. p. m) Czarny Staw Gąsienicowy ( 1624 m n.p.m) Mały Kościelec (1866 m n.p.m.) Przełęcz Karb (1853 m n.p.m.) Kościelec (2155 m n.p.m.) Przełęcz Karb (1853 m n.p.m.) - Zielony Staw Gąsienicowy (1672 m n.p.m.) Schronisko PTTK „Murowaniec” (1500 m n.p.m.) -Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m) Boczań (1224 m n. p. m) Kuźnice (ok. 1010 m n.p.m.).    

     Czas przejścia -       9 h 30 min.
     Najwyższy punkt - 2155 m n.p.m - Kościelec
     Suma podejść -      1290 m
     Długość trasy -        18,4 km
     Szlak -  -
[niebieski szlak] -
    Pierwsze wejście - 1845 r - Antoni Hoborski
    Pierwsze zimowe wejście- 24.01.1908 r.-Mieczysław Karłowicz i Roman Kordys

Jak miło i przyjemnie jest obudzić się rano i z łóżka podziwiać góry. Spoglądając z hotelowego pokoju za okno, ranek przywitał mnie radosnymi promykami słońca wypływającymi zza grani potężnych skalistych szczytów, choć były one przykryte chmurami. Na dzisiejszy dzień zaplanowałem sobie zdobycie Kościelca, ma to być spełnienie moich długo oczekiwanych marzeń. Spiczasty wierzchołek Kościelca kusił mnie już od pierwszych wypraw w rejon Tatr Wysokich. Jest to moja druga próba wejścia na ten magiczny, pełen tajemnic szczyt. Szczyt którego nie udało mi się zdobyć w ubiegłym roku, doszedłem wtedy tylko do Czarnego Stawu i musiałem wycofać się z dalszej wędrówki ze względu na załamanie pogody. 

Zaraz po śniadaniu, pakuję plecak i wyruszam na przystanek skąd odjeżdżają busy do Kuźnic. Wychodząc z hotelu byłem pełen optymizmu, że tym razem nie powinienem mieć trudności z jego zdobyciem. Czerwcowy przyjazd wydał się idealną ku temu okazją. Było już późno i trochę obawiałem się, czy nie natrafię na popołudniowe załamanie pogody jak to często bywa w górach.
 
OPIS TRASY:
KUŹNICE - DOLINA JAWORZYNKA - PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI - HALA GĄSIENICOWA - MUROWANIEC - szlak - -[niebieski szlak], odległ-5 km, czas przejścia-3 h, deniwelacja - 570 m, nachylenie - 11,4%

Po przybyciu do Kuźnic, wysiadam na dużym parkingu, część pasażerów udaje się w kierunku kas biletowych kolei linowej na Kasprowy Wierch. Przy kasach panuje już wzmożony ruch, kolejka do kolejki by zakupić bilet na wjazd to około 2 h stania
 
Ja natomiast skręcam w lewo i zmierzam w kierunku wejścia do Tatrzańskiego Parku Narodowego, gdzie swój początek mają znakowane szlaki turystyczne w różne kierunki Tatr.


Z lewej strony można podziwiać sztucznie utworzony wodospad na zaporze przeciw rumowiskowej (antyrumoszowej) na potoku Bystra. Z mostku można zauważyć w wodzie wielką kratownicę z drewna, z poukładanymi dużymi głazami skalnymi, która chroni kamienne koryto i konstrukcję mostu przed uszkodzeniami przez głazy, które niesie ze sobą górski rwący potok. Spływające kamienie mają się tu zatrzymywać i nie wpadać do koryta potoku. Od 2013 r. zapora, wodospad i całe otoczenie przechodzą kapitalny remont. Jest to remont urządzeń, które mają 100 lat i do tej pory nigdy nie były remontowane.
 



Kuźnice stanowią jeden z najpopularniejszych punktów wyjścia w wyższe partie Tatr. Odchodzą tu szlaki na: Giewont, Kasprowy Wiech, Nosal i do Doliny Gąsienicowej. Na Halę Gąsienicową dokąd podążam mam do wyboru 2 warianty dojścia:  
1* Szlak przez Boczań, Skupniów Upłaz i Przełęcz między Kopami do Murowańca, stąd dalej nad Czarny Staw Gąsienicowy.
2* Szlak
przez Dolinę Jaworzynka do Przełęczy między Kopami, stąd do Schroniska Murowaniec.
 

Wybieram wariant 2*, bowiem uznałem, że łatwiej będzie mi na początku pokonać trudniejszy, krótszy, bardziej stromy odcinek trasy, by w powrotnej drodze schodzić, dłuższą za to łagodniejszą trasą, gdy po trudach wspinaczki będę odczuwał już pewne odznaki zmęczenia. Tak więc o godz 10 rozpoczyna się moja dzisiejsza przygoda z otoczeniem Doliny Gąsienicowej i dalej w miarę dobrej pogody podejście na szczyt Kościelca.
Przechodząc przez kładkę, nad łączącymi się w tym miejscu potokami Bystrej i Jaworzynki, kupuję bilet wstępu do TPN i skręcam w prawo gdzie odchodzi szlak na Przełęcz między Kopami przez Dolinę Jaworzynki.


Na samym początku podążam wzdłuż wyschniętego Potoku Jaworzynki. Przyczyną tego jest, że woda spływa zboczem tylko po większych opadach deszczu, ponieważ dolina ma podziemne odwodnienia. Brak spływu powierzchniowego potoku powoduje, że panuje tutaj cisza. Felicjan Faleński nazywał ją doliną ciszy, cienia i pogody".
Po kilku minutach oddalam się trochę od wyschniętego koryta i wychodzę z lasu na odkrytą, tonącą w słońcu Polanę Jaworzynki. Dzień zapowiada się taki na jaki wskazywały prognozy. Za ciepło oczywiście nie jest, ale jest słonecznie - warunki są naprawdę wymarzone do wędrówki.

Występuje tu ciekawa flora, między innymi stwierdzono występowanie tak rzadkich w polskich Karpatach roślin, jak dwulistnik muszy i sosna drzewokosa. Polana jak i jej zbocza porośnięte są bujną roślinnością jak i kwiatami. 

Kuklik górski (Geum montanum)
Długa i wąska dolina wyżłobiona jest całkowicie w stromych zboczach skał wapiennych, wyglądem przypominając wąwóz. Dolna część doliny, na której znajduje się polana Jaworzynka z szałasami, jest niemal całkowicie płaska i pozioma.

W przeszłości dolina była jednym z ośrodków pasterstwa w Tatrach. Całą dolinę, łącznie ze stokami, zajmowała Hala Jaworzynka. Nadmierny wypas stoków wschodnich doprowadził do ich całkowitej erozji; stoki te zamienione zostały w piarżyste usypisko. Ich regenerację rozpoczęto już przed II wojną światową i kontynuowano po wojnie. Najskuteczniejsze okazało się zalesienie ich modrzewiem i olchą. Te 2 gatunki obcych florze Tatr drzew najlepiej zniosły warunki panujące w tej dolinie (m.in. dobowe różnice temperatur dochodzące do 60 °C), są też bardziej od świerka odporne na wiatrołomy.

Wyschnięty Potok Jaworzynki


Otoczenie Doliny Jaworzynki w wiosennych kolorach i w słońcu, wygląda naprawdę dość imponująca. Roślinność budzi się do życia po zimowym uśpieniu. Następuje wielkie przebudzenie a potok kwiatów zalewna otaczające nas łąki.

Złocień alpejski
Dzwonek wąskolistny



Po około 60 minutach łagodnego podchodzenia, dochodzę do charakterystycznego punktu, 
jakim jest zwrot szlaku w prawo o ponad 90 stopni. W tym miejscu zawsze można zastać sporą grupę osób wypoczywających przy stole. To właśnie od tego miejsca rozpoczyna się właściwe podejście na przełęcz. Początkowo dość wolno zdobywam wysokość, rozpoczynając strome, wyczerpujące podejście Siodłową Drogą. Maszeruję w cieniu, gdyż słońce schowało się za pobliską granią Boczania (1224 m n.p.m).  




Jest to mozolne podejście szeroką, utwardzoną skalnym gresem drogą wyłożoną kamieniem, poprowadzoną przez górnoreglowy las świerkowo - jodłowy. Kamienie po których wchodzimy są śliskie i bardzo łatwo o poślizgnięcie. Idąc dalej, po chwili wychodzę na otwartą przestrzeń.

Ścieżka biegnie już dużo bardziej stromo niż poprzednio, w związku z czym zaczynam iść swoim własnym tempem. Teraz droga skręca pod kątem 90 stopni w lewo i krótki odcinek trasy ponownie przebiega lasem. Wchodząc na otwartą przestrzeń, wchodzę w pas kosówki, pierwsze widoki nie są zbyt ciekawe bowiem niebo, pokryte jest ciężkimi chmurami przez co nie rokuje to najlepiej mojej dalszej drodze.


Po chwili ponad lasem za chmur wyrasta grań Giewontu, w dole Dolina Jaworzynki z widoczną ścieżką mojej niedawnej wędrówki. Na Siodłowej Perci doganiam większą grupę osób z którą razem podążam w kierunku przełęczy.

,,Śpiący Rycerz" spowity mgłą

Polana Jaworzynka z przebytą trasą

Podchodząc Siodłową Percią( odkryty skalisty teren) po zboczach Małej Kopy Królowej (1577 m n.p.m) z lewej strony cały czas widoczny grzbiet Skupniowego Upłazu, który wyrasta z masywu Wielkiej Kopy Królowej (1531 m n.p.m). Na grani widać grono turystów zmierzających w tym samym kierunku, tj do połączenia szlaku z szlakiem.  
Droga usłana jest materiałem skalnym i drobnymi kamieniami osuwającymi się spod butów.
 
O godz 12.00 po 2 h wspinaczki dochodzę do: 
PRZEŁĘCZY MIĘDZY KOPAMI (1499 m n.p.m), zwanej inaczej Karczmiskiem.  
Przede mną grupa młodzieży, którą wcześniej widziałem z Siodłowej Perci.
  
W tym miejscu szlak , którym zmierzałem, zbiega się z szlakiem biegnącym przez Boczań. Droga w okolicy skrzyżowania zabezpieczona jest drewnianymi barierkami oraz rozciągnięto taśmę TPN, która ostrzega nas, aby nie wychodzić poza nią ze względu bezpieczeństwa. Dlatego szczególnie w złych warunkach pogodowych należy zachować tutaj ostrożność. Zimą na tym odcinku często występują zagrożenia lawinowe.

Po trudach wspinaczki na przełęczy robię krótką przerwę na odpoczynek i uzupełnienie płynu w organizmie. Jest to ulubione miejsce odpoczynku przez strudzonych podejściem wczasowiczów. Po bokach drogi znajduje się ciąg ławek, na których w sezonie spora grupa osób odpoczywa przed dalszą wędrówką. Na obecną chwilę są one puste, panuje znikomy ruch i jestem sam tu na górze. Mały ruch turystyczny tutaj panujący, dodawał temu wszystkiemu jeszcze większego uroku. 
Spotkana wcześniej grupa nie zatrzymując się ruszyła w dalszą drogę.

Pogoda jak na razie nie sprzyja podziwianiu wysokogórskiego krajobrazu. Widoczność z przełęczy jest ograniczona panującą w koło mgłą, ciągle jednak jestem pełen optymizmu i nie rezygnuję z dalszej wędrówki. Pozostaje mi tylko dalej maszerować i łudzić się nadzieją, że mgła ustąpi. Z przełęczy wygodny, szeroki chodnik wznosi się łagodnie przez rozległą polanę Królowej Rówień (1500 m n.p.m) aż do załamania grzbietu w kierunku Hali Gąsienicowej. 

Dochodząc na otwartą przestrzeń, większość szczytów znajdowała się pośród szarych chmur nadając okolicy posępny i surowy klimat. W wysokich partiach gór powyżej 1800 m n.p.m na zboczach zalegały jeszcze duże ilości śniegu co nie sprzyjało wyprawom w górne ich okolice.  

Jeszcze kilka kroków i staję na skraju zbocza Królowej Rówień, gdzie z jej najwyższego punktu, z nad kosodrzewin, stopniowo otwiera się ograniczony mgłą widok na Tatry i główne otoczenie Hali Gąsienicowej - osiedle turystyczne (dawniej pasterskie) z jej zabudowaniami pasterskimi i szałasami. Przed moimi oczami ukazuje się w pełnej krasie:



HALA GĄSIENICOWA (1500 m n.p.m-1530 m n.p.m) - 5 km, 2h 30 min, deniwelacja- 570 m, nachylenie - 11,4%.

W przeszłości hala była jednym z większych ośrodków zamieszkiwanych przez pasterzy, którzy na okres wiosny i lata wypasali tutaj swoje stada owiec, tętniła ona wtedy życiem pasterskim. Jest rozległą, sztuczną łąką wysokogórską powstałą w miejscu wykarczowanego lasu. Nazwa hali pochodzi od góralskiego rodu Gąsieniców z Zakopanego, którzy w XVII w. byli jej właścicielami. W 1961 r. halę wykupił Skarb Państwa, która w tym czasie miała już 381 właścicieli. W 1964 r. zakończono wykup od prywatnych właścicieli, rozebrano większość szałasów i zlikwidowano wypas. Od tego momentu rozpoczyna się w wyniku naturalnej sukcesji ekologicznej zarastanie dna doliny lasem i kosodrzewiną co trwa do dzisiaj. Hala jest częścią bardziej rozległej Doliny Gąsienicowej, która stanowi górne piętro Doliny Suchej Wody Gąsienicowej- ma 13 km długości i zajmuje obszar 21 km².
Dolina Gąsienicowa przedzielona jest Granią Kościelców na dwie odnogi:
1* Dolina Zielona Gąsienicowa, która znajduje się na zachód od Kościelca i obejmuje swoim obszarem 19 stawów z największym Zielonym Stawem.
2* Dolina Czarna Gąsienicowa położona po drugiej, wschodniej stronie grani- leży
Zmarły Staw Gąsienicowy i największy spośród stawów doliny - Czarny Staw Gąsienicowy.  






W ładną pogodę ten fragment trasy wygląda wręcz idyllicznie, jest to bardzo malownicze miejsce. W pełni sezonu przemierza tędy duże tłumy turystów, dzisiaj panuje znikomy ruch. Chwila wytchnienia na skraju Królowej Równi, jestem pełen zachwytu  jednym z najwspanialszych widoków wysokogórskich w całych Tatrach. Przede mną wspaniały widok na Żółtą Turnię, Orlą Perć (Granaty, Kozi Wierch, Zawrat), Kościelec i Świnicę aż po Kasprowy Wierch.


Kościelec, stąd wygląda jak góra nie do zdobycia, widzimy jako dwa szpiczaste szczyty. Ten wyższy jest skalisty, ten niższy zielony, porośnięty całkowicie kosodrzewiną. Takie zestawienie kolorów dodaje potęgi tej górze. Jego sylwetka w kształcie stromej piramidy to bardzo charakterystyczny element panoramy Doliny Gąsienicowej. 

Idąc dalej na Hali po drodze możemy podziwiać pochodzące z 1926 roku Schronisko PTTK Murowaniec (1500 m n.p.m.), leśniczówkę TPN "Księżówka", bazę szkolenia taterników Polskiego Związku Alpinizmu– „Betlejemka”, Stację Obserwacyjną Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, budynek strażników TPN – "Gawra", i ponadto szałasy pasterskie – pozostałości po wielowiekowych wypasach owiec w dolinie. Hala Gąsienicowa jest najintensywniej zagospodarowaną tatrzańską doliną. 
 

Leśniczówka ,,Księżówka"
Baza taterników ,,Betlejemka"
Zauroczony panującym w koło widokiem dochodzę do starego wyremontowanego szałasu, który stoi na miejscu najstarszego schroniska na Hali. W lewo ścieżka odchodzi do schroniska PTTK Murowaniec, zaś na wprost szlak [niebieski szlak] omijając to schronisko doprowadza do Czarnego Stawu Gąsienicowego (jedno z moich ulubionych miejsc) lub Zielonego Stawu Gąsienicowego.

Z Hali Gąsienicowej mamy 2 warianty wejścia na Kościelec. Oba warianty szlaku różnią się trasą podejścia na Karb (1853 m n.p.m.) - przełęcz leżącą między Kościelcem, a Małym Kościelcem. 
Wariant 1*- szlak   prowadzi przez Dolinę Czarną Gąsienicową, obchodząc grań Małego Kościelca od strony wschodniej.
Wariant 2* - szlak przez Dolinę Zieloną Gąsienicową, od strony zachodniej.
Wybieram wariant 1*-  jest to trasa krótsza, bardziej stroma i wymagająca więcej wysiłku.






Stacja Naukowa Instytutu Geografii PAN

Schronisko PTTK Murowaniec
HALA GĄSIENICOWA - CZARNY STAW GĄSIENICOWY - KARB - KOŚCIELEC - MUROWANIEC - szlak [niebieski szlak]-, odległ-4 km, czas przejścia-2 h 45 min, deniwelacja-650 m, nachylenie- 6,7%-19,2%-30%

Przede mną około pół godziny łatwego marszu lasem. Jego początkowy fragment przebiega wśród kosodrzewiny i pojedynczych świerków wyrastających ponad nie. Ścieżką ułożoną z bloków skalnych, trawersuję niepozornie wyglądające rumowisko skalne opadające zboczem Małego Kościelca (1866 m n.p.m) - zbocze to bywa w zimie źródłem śmiercionośnych lawin. 

Dalej roślinność przy szlaku przerzedza się, dzięki czemu po lewej stronie otwiera nam się widok na spore granitowe rumowisko. Gdy dobrze spojrzymy, w dół, pośród wielkich głazów porastających kosodrzewiną można dostrzec spory kamień, a na nim wykuty napis: 
„Mieczysław Karłowicz/tu zginął/porwany śnieżną/ lawiną d. 8 lutego/1909/Non omnis moriar”.


Pod napisem wykuta jest góralska swastyka (odwrócona) – ulubiony znak Karłowicza. Karłowicz malował farbą małe swastyki na skałach w miejscach, które zdobył jako pierwszy podczas swych tatrzańskich wypraw. Właśnie dlatego, iż był to jego ulubiony znak, wyryto swastykę na kamieniu upamiętniającym jego śmierć. Kamień ten postawiono latem 1909 r - to symboliczny ,,grób Mieczysława Karłowicza", który zginął w tym miejscu 8.02.1909 r. pod lawiną podczas samotnej narciarskiej wyprawy. Lawina, która zeszła ze stoków Małego Kościelca okazała się grobem  dla zdolnego muzyka, kompozytora, dyrygenta, narciarza, fotografa, taternika i człowieka gór. 

Był on jednocześnie miłośnikiem i propagatorem Tatr, to między te dwie pasje dzielił swoje życie. Karłowicz wraz z Mariuszem Zaruskim był jednym z głównych inicjatorów powstania TOPR. Zginął na kilka miesięcy przed formalnym utworzeniem TOPR-u. Odnalezienie jego ciała pod lawiną przez Zaruskiego i jego grupę uznawane jest za pierwszą akcję ratowniczą TOPR-u. Pomnik może być przestrogą dla wszystkich, którzy wybierają się w góry zimą, kiedy nawet łatwe trasy w warunkach zagrożenia lawinowego mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne. To pierwszy niepozorny sygnał, że łagodne usposobienie okolicy, zmienia czasem swe oblicze.
Świerz tak pisał o Karłowiczu: - nikt też ze współczesnych Karłowiczowi nie dorównał ilością zwiedzonych wierchów i turni w Tatrach. 


Stąd też pięknie rysuje się przed nami wielka morena czołowa, oddzielająca wyższe dolinki Gąsienicowe od mającej tu swój początek, najdłuższej doliny Tatr Wysokich - Doliny Suchej Wody. Po przejściu dość łatwego odcinka, cały czas zmierzam ścieżką wyłożoną kamiennymi skalnymi blokami, nabierając wysokości. W końcowej fazie idąc zakosami, kamienisty chodnik prowadzi nas przez murawy, kosówki i rumowiska na stożek piargowy, a z niego do trawiastej depresji w zboczu Małego Kościelca (1866 m n.p.m). 


Zostawiając za sobą po prawej stronie strzępiącą się coraz bardziej grań "młodszego brata"- Małego Kościelca, pokonując skalny próg polodowcowy wychodzę ponad grzbiet moreny polodowcowej i z przodu ukazuje się spokojna granatowo-czarna tafla stawu. W tym momencie wita nas piękny, majestatyczny, najładniej położony tatrzański staw:


CZARNY STAW GĄSIENICOWY(1624 m n.p.m)-6,8 km,3 h 30 min,deniwel - 690 m.
Jest to czwarte co do głębokości tatrzańskie jezioro polodowcowe, jest największym stawem Doliny Gąsienicowej (17, 94 ha. powierzchni, 51 m. głębokości). Jezioro ma kształt owalny, woda jest przezroczysta, o zabarwieniu szafirowym. Nazwa wywodzi się z ciemnogranatowego, a nawet czarnego odcienia wody, związanego z ocienieniem wód pobliskim szczytem i sinicami porastającymi głazy znajdujące się przy brzegu jeziora. Przezroczystość wody wynosi 12 m. Na jeziorze, w pobliżu jego północno-wschodniego brzegu znajduje się niewielka (310 m²) wysepka porośnięta kosodrzewiną. Na wysepce tej planowano w 1909 r. zbudowanie mauzoleum Juliusza Słowackiego, ale w wyniku protestów działaczy ochrony przyrody nie doszło do tego.
Dochodząc do stawu na wprost napotykamy duży głaz, przy którym zawsze można spotkać sporą grupę wędrowców. Brzeg stawu jest miejscem, w którym w sezonie zatrzymuje się spora rzesza turystów przed dalszą wspinaczką w wyższe partie szczytów, natomiast dla innych jest to punt docelowy wycieczki. Tu można wygodnie usiąść i w spokoju podziwiać z bliższej odległości jeszcze piękniejszą niż wcześniej panoramę widocznych wierzchołków Tatr Wysokich.  
Nad stawem wreszcie mogę usiąść, uspokoić oddech i zjeść, by głód nie odbierał mi przyjemności z dalszego marszu. Odpoczynek jest wskazany, bo dopiero teraz z tego miejsca widać, że czeka mnie najtrudniejszy odcinek wspinaczki. 

Od północy jezioro zamyka skalny próg, z którego wypływa Czarny Potok Gąsienicowy. Czarny Staw został sztucznie zarybiony w 1881 r. (wpuszczono do niego pstrągi potokowe i źródlane). W latach 1884–1920 istniało nad brzegiem stawu małe schronisko, będące własnością Józefa Sieczki z Zakopanego. Spaliło się w roku 1920. W r. 1911 nocowała w nim m.in. Maria Skłodowska-Curie.
Tafla stawu była zmarszczona przez lekki podmuch wiatru. Nad brzegiem odpoczywało spore grono osób, niektórzy kończą tu swą wędrówkę, inni zatrzymują się by odpocząć po zejściu z wyższych partii gór. 
 


Siedząc nad brzegiem stawu, widok szczytów otaczających Czarny Staw ma prawdziwie wysokogórski charakter. Panorama widoczna w koło urzeka nas swym pięknem. Od wschodu możemy podziwiać rumowiska Żółtej Turni, Orlej Perci aż po Kościelec. Większość szczytów i zboczy pokrywają jeszcze spore białe połacie śniegu, szczególniezna w koło urzeka nas swym pięknem. Od wschodu możemy podziwiać rumowiska Żółtej Turni, Orlej Perci aż po Kościelec. Większość szczytów i zboczy pokrywają jeszcze spore białe połacie śniegu, szczególnie w Dolinie Koziej i rejonach położonych pod ścianami Orlej Perci o wystawie północnej.
Nad brzegiem stawu panował ożywiony ruch czego nie dało się odczuć podczas mojej całej wędrówki.

Spoglądając natomiast w prawo ukazuje mi się widok opadających ostro ścian tajemniczej góry. Spod chmur od czasu do czasu wyłania się spiczasty, potężny wierzchołek góry do którego zmierzam. Wiem, że niebawem na nim postawię stopę. Przecież to jest cel mojej wędrówki, mej męczarni. Ale stromo! Kościelec, bo o nim mowa, powiada się, że jest to góra kapryśna, że potrafi nas zaskoczyć zmieniającą się aurą, skutecznie zasłaniając jej złowieszcze, urwiste zbocza. Kościelec był zawsze adresatem moich rozmarzonych spojrzeń. Spoglądając na niego z dołu tym razem poczułem mocniejsze bicie serca. To nie było już odległe wyobrażenie. To zadanie jest na dzisiaj do spełnienia. Chciałem tam być, już, jak najszybciej! Stanąć tam na górze. Jednak odległość, jaka dzieli mnie nawet od samego podejścia na Karb, jest tak duża, że musiałem uzbroić się w cierpliwość. W tym momencie sam poczułem wielki respekt przed tym wspaniałym i wymagającym szczytem. 




Czarny Staw Gąsienicowy to ważny węzłem szlaków znakowanych o wysokogórskim charakterze oraz baza wypadowa w okoliczne szczyty Tatr Wysokich:
1* Szlakiem – wzdłuż wschodniego brzegu prowadzi na Zawrat, czas dojścia - 1 h 50 min. i            dalej: 

* - na południe (w dół) do Doliny Pięciu Stawów.
* - na wschód (lewo) Orlą Percią do Przełęczy Krzyżne.
* - na zachód (w prawo) na Świnicę.
2*
Szlakiem – wzdłuż wschodniego brzegu, odchodzi w lewo szlak na Skrajny Granat,        czas dojścia -  1 h 45 min.
3* Szlakiem - wzdłuż północnego brzegu na Mały Kościelec, dalej na przełęcz Karb i                Kościelec, czas dojścia na Karb - 40 min, Kościelec - 1 h 20 min. 



Ciekawość nie pozwala mi zbyt długo odpoczywać, więc nie zwlekam i o 13.50 wyruszam 3* szlakiem, ku jednemu z najbardziej charakterystycznych tutejszych wierzchołków do celu mojej wyprawy. Droga ta wygląda nawet zachęcająco, nie ma dużo osób, zmierzających do góry przez co na trasie nie ma tłoku jak to bywa w sezonie.
Początkowo wygodna, ułożona z kamieni ścieżka jest łagodna i bezpieczna. Jednak po kilkunastu minutach podejście staje się strome, zmienia się w perć,
prowadzi zakosami po kamiennych płytach, pośród rumowiska skalnego, przez połacie kosodrzewiny.
Z nabieraniem wysokości droga robi się coraz bardziej niebezpieczna. 
   
Gdzieniegdzie od przepaści dzieli mnie zaledwie kilka kroków. Coraz mozolniej pnę się w górę nabierając wysokości. Patrząc za siebie mam piękny ale jednocześnie mogący wywołać uczucie przerażenia widok. Szlak z Czarnego Stawu na Przełęcz Karb, skąd zaczynam zdobywać Kościelec robi się coraz bardziej atrakcyjny widokowo, a z każdym pokonanym metrem, kiedy oddalam się od stawu wydaje się piękniejszy, przybierając coraz to inną barwę.

Spoglądając w dół, widać jak zbocze Małego Kościelca stromo wręcz pionowo opada 533 m. ścianą w dół, odczuwa się wrażenie jakby w taflę wody Czarnego Stawu Gąsienicowego. Nad jego brzegiem zauważyć można już tylko miniaturowe sylwetki wypoczywających turystów oraz lustrzane odbicie grani Granatów.

Czarny Staw Gąsienicowy- 28.09.2013, godz.14.18

To samo miejsce - 4.06.2014, godz.14.10
Podczas wspinaczki pode mną maluje się wspaniała panorama na Dolinę Gąsienicową i biegnące po niej ścieżki szlaków na Skrajny Granat i do Koziej Dolinki. Ciemna szaroniebieska tafla stawu zostawała w dole, coraz niżej z każdym krokiem, a wierzchołki całej Orlej Perci chowały się co jakiś czas za chmurami. Moje tempo wspinaczki jest teraz coraz wolniejsze, ale krok po kroku, stopień po stopniu, nabieram wysokości. Tempo dostosowuję do swoich możliwości.

Od Czarnego Stawu cały czas podążam sam, od czasu do czasu mijam tylko osoby schodzące z góry, dziwne to uczucie przemierzając szlak samotnie. Panuje cisza, powiedziałbym jest smętnie, nie zbyt przyjemnie, słychać tylko odgłos moich kroków i ciężki oddech.
Teraz szlak prowadzi wśród gęstych traw i kosodrzewiny dając widok na cały Czarny Staw i rumowisko kamienne w dole. Stąd widać idealnie całą ścieżkę okrążającą staw, prowadzącą  na Zawrat i Granaty. Zatrzymuję się na chwilę dla wyrównania oddechu, przy okazji podziwiam i zachwycam się panującymi w koło widokami.
 
Pięknie prezentuje się stąd wysepka na stawie. Wyspę tworzą dwa, większe skupiska kosodrzewiny bardzo gęsto zarastającą całą jej powierzchnię. Oba skupiska przedzielone są wąskim pasem skalnym, a po stronie drugiego, skały wydłużają się, zagłębiając się pod powierzchnią wody. Za wyspą widać rozpoczynający się szeroki żleb na Żółtej Turni, który skręcając w lewo pnie się ku górze. Mniej więcej w połowie jego wysokości bardzo szerokim łukiem zakręca w prawo, aż pod sam szczyt. Cały ten żleb odbija się w stawie. Jedynie jego początkową, dolną, część odbicia zasłania wysepka.

Rozpoczynając dalsze podejście o 14.45 osiągam grań Małego Kościelca (1863 m n.p.m.), przechodząc przez jego najwyższe spiętrzenie, które urwiście opada do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Mały Kościelec ma kilka niewybitnych wierzchołków, w kolejności od północy na południe: 1767 m. 1792 m. 1815 m, 1840 m. 1849 m. 1863 m. 1866 m. 1863 m. 1859 m n.p.m. 

Tafla Czarnego Stawu Gąsienicowego

Z jego wierzchołka otwiera się piękny widok na Dolinę Stawów Gąsienicowych i grań Kasprowego Wierchu z budynkami obserwatorium meteorologicznego i górnej stacji Kolejki Linowej. 
Po zachodniej stronie w pełni ukazuje się cała Dolina Zielona Gąsienicowa, w której znajdują się prawie wszystkie Gąsienicowe Stawy. 
 


Ciemne chmury nie opuszczają nieba. Część widoków ukryta jest w gęstej mgle, jednak w miarę nabierania wysokości widoczność poprawia się. I choć jest brak krajobrazów, szerokich panoram to warto jest podążać dalej i w tych warunkach podchodzić wyżej. Niekoniecznie góry zawsze muszą przedstawiać walory widokowe, ale mogą też dostarczać piękne niezapomniane chwile i wrażenia, dać możliwość przeżycia czegoś jakże odmiennego, dane tylko tym nielicznym, którzy w takich warunkach zapuszczają się wysoko. Ważne jest jednak aby robić to świadomie, nie przekraczając bowiem pewnych granic bezpieczeństwa i rozwagi. Bo nieraz zamiast ciekawych przeżyć możemy znaleźć się na krawędzi pomiędzy życiem a śmiertelnym niebezpieczeństwem. Z drugiej strony wiedziałem też, że nie mogę iść za wszelką cenę bo gdyby pogoda się pogorszyła, to będę umiał zrezygnować z dalszej wspinaczki i pogodzić się z wyższością gór. Tak naprawdę, coraz bardziej obawiałem się, że nie uda mi się zdobyć szczytu po raz drugi przez co byłem bardzo podekscytowany. Na razie jednak wciąż przemierzałem trasę, choć wolno, często zatrzymując się. Podziwiając widoki, choć ograniczone nie myśli się o narzekaniu na warunki atmosferyczne. Bo taka jest potęga i urok gór. 


Mając za sobą 4 h 40 min. i 8 km w nogach dość wyczerpującego marszu powoli zbliżam się do Przełęczy Karb ( 1853 m n.p.m.). Byłem już nieco zmęczony, ale to najtrudniejsze podejście było jeszcze przede mną. 

Północne zbocza Kościelca
Idąc tym szlakiem pogoda coraz bardziej dawała się we znaki, na dodatek widoczność ciągle nie poprawiała się. Dalsza wędrówka tą trasą zwłaszcza we mgle może okazać się bardzo niebezpieczna, bo miejscami kamienna ścieżka jest bardzo wąska i przy pierwszym nierozważnym kroku można spać w dół. W tym momencie stanąłem przed dylematem co robić. Niebezpieczne było pośpieszne wspinanie się po wilgotnych skałach, po to by zdobyć wierzchołek i zaraz z niego uciekać w obawie przed ciemnościami, które jak wiadomo w górach są wyjątkowo niebezpieczne. Z drugiej jednak strony być już zaledwie 50 minut drogi od szczytu i zawrócić wydawało mi się niewskazane.

Orla Perć od Koziego Wierchu do Granatów
Wolnym krokiem, dochodzę do końca grani Małego Kościelca, widzę cel mojej wędrówki w pełnej krasie. Przede mną wznoszące się północne zbocze Kościelca, po którym będę się niebawem wspinał. Potężna, północna ściana, opada stromo pod kątem 30%, wprost na pobliską przełęcz, do której właśnie będę schodził. Obniżając się nieco w dół pod koniec trasy o 14.50 docieram na przełęcz: 
KARB (1853 m n.p.m) - 8 km, 4 h 50 min, deniwelacja - 920 m, nachylenie - 19,2%

Na przełęczy zrobiłem kilkuminutową przerwę by zregenerować siły przed kulminacyjnym momentem wyprawy, końcowym podejściem. Czas płynął nieubłaganie, wciąż była mgła i pochmurno i nic nie zwiastowało zmiany pogody. Za moment trzeba będzie podjąć decyzję czy mam podążać dalej. Po chwilowym namyśle podjąłem decyzję na tak, dopóki warunki się nie pogorszą będę zmierzał na szczyt. W górach nigdy nic nie wiadomo, pogoda zmienna jest. Do przebycia pozostał mi już niewielki, nieco wspinaczkowy odcinek, za to obfitujący w niebezpieczne miejsca, przy których trzeba sobie radzić bez łańcuchów, bez żadnych zabezpieczeń. Pomocne za to będą tylko ręce.  
Zbocze Kościelca, którym poprowadzony jest szlak na szczyt, z tej perspektywy prezentuje się niezwykle wyniośle i robi olbrzymie wrażenie, wygląda jak nachylona w naszą stronę, olbrzymia platforma, zwężająca się u szczytu. Patrząc na jej prawą stronę, która jest pochylona dodaje temu wszystkiemu dodatkowej dramaturgi. Coraz mocniej odczuwam chłód-często zawiewa silny wiatr.





Przede mną ostatni, najtrudniejszy etap wycieczki. Widziany stąd Kościelec budzi respekt, a u niektórych także strach. Jak się jednak później okaże, nie taki diabeł straszny.... 
Nie pozostaje mi nic innego tylko zwiększyć tempo marszu i rozpocząć w miarę możliwości szybsze podchodzenie. 
Z przełęczy ścieżka prowadzi w lewo i za chwilę, zakolem w prawo, następnie kamiennymi schodami do góry. Trawersując w prawo w poprzek ściany, przecinając zbocze na całej szerokości, dochodzę pod spory uskok do niewielkiego 3-4 m kominka skalnego. Pokonuję go szukając odpowiedniego punktu podparcia dla nóg, jednocześnie pomagając sobie rękoma. Przy suchym podłożu przeszkoda ta nie powinna sprawiać większych problemów. Tutaj trzeba trochę się powspinać co ja bardzo lubię. Pokonanie tego uskoku nie sprawia mi żadnych trudności. 

Pionowa rynna skalna do pokonania
Wspinając się do góry, w miarę nabierania wysokości czekały mnie kolejne przeszkody. Wszedłem teraz w śnieżny krajobraz. Ścieżka przebiega wzdłuż zbocza na którym jeszcze zalegają spore płaty śniegu. Do tej pory nie miałem możliwość poruszania się po ośnieżonych zboczach w czerwcu. Była to dla mnie pierwsza przygoda stawiania kroków w takim terenie i to jeszcze na stromym zboczu.
Każdy postawiony krok zwiększa moje szanse na spełnienie marzenia, którego zwieńczenie tkwi teraz tam wysoko ponad mną, w chmurach. 


Powoli nabieram wysokości, co chwilę zatrzymując się dla wyrównania oddechu.
Na szlaku pojawiają się trudniejsze technicznie momenty, szlak biegnie zakosami blisko lewej krawędzi płytowego stoku. Pochylenie ściany staje się coraz większe, mam do pokonania trasę 1 km. o nachyleniu 30% co daje 300 m deniwelacji aż do skalnego progu pod jej wierzchołkiem. Dalsza część szlaku trawersuje duże pochyłe płyty i głazy skalne, które po opadach deszczu bywają śliskie,
więc trzeba było uważać o dobrą przyczepność butów do podłoża i rozważyć każdy postawiony krok. W drodze na szczyt nie występują żadne sztuczne ułatwienia, zatem kluczowe jest uważne podążanie za wymalowanymi na podłożu znakami.
 

Ścieżka szlakowa zrobiona jest w poprzek góry, na przemian od lewej do prawej krawędzi ściany przez co kilka razy podchodzi w pobliże urwistych krawędzi zbocza Kościelca.
Wtedy na przemian odkrywają się nam fragmenty tafli Czarnego Stawu w Dolinie Czarnej Gąsienicowej, Doliny Zielonej Gąsienicowej ze stawami i wierzchołek Świnicy z całą trasą do Kasprowego Wierchu. Widoki te potrafią zamrozić krew w żyłach.

Dolina Zielona Gąsienicowa i prawie wszystkie stawy w jej zasięgu.


Dalej nie ma już praktycznie żadnych trudności po za tym, że szlak jest wyjątkowo męczący,  droga prowadzi bezpiecznie wśród płyt i uskoków skalnych. Zbocze, którym szedłem, stawało się coraz węższe – oznaczało to, że piramidowy wierzchołek jednak się zbliża.
Trzeba zaznaczyć, że wspinanie się po skalnych uskokach jest zazwyczaj łatwiejsze niż późniejsze zejście z nich. Mimo, że nie padało, skała w tym rejonie jest wilgotna i śliska. W niektórych momentach gdzie trzeba przejść po bardziej nachylonym zboczu czuję jak zmienia się przyczepność butów do podłoża przez co skala trudności podejścia ulega znacznemu utrudnieniu. W niektórych miejscach warto pomóc sobie rękoma, aby zwiększyć liczbę punktów podparcia.
   

Końcowe podejście jest wąskie na dodatek po obu stronach jest przepaść, dlatego trzeba je uznać za bardzo trudne pod względem technicznym. Jest to wspinaczka po bardzo stromych, nachylonych do góry, szeroko rozstawionych skałach o różnych kształtach na odcinku kilku metrów. Nie ma tu za wiele punktów dobrego zaczepu dla rąk i nóg, dlatego należy iść tędy powoli. Każdy krok musi być przemyślany. Nie mogło być tu mowy o zachwianiu i pomyłce. Minęło kilka minut i oto stoję oko w oko z ostatnim podejściem, kominkiem  wyprowadzającym na szczyt właściwy. I tak oto znalazłem się kilka metrów od celu mojej wyprawy, w tym momencie zobaczyłem 2 osoby, które z wielkim trudem opuszczały wierzchołek














O 15.50 docieram do celu przeznaczenia-osiągam wierzchołek: 
KOŚCIELEC (2155 m n.p.m) - 9 km, 5 h 50 min, deniwel - 1220 m, nachyl - 30%. 
Szczyt Kościelca nie jest zbyt rozległy, nie jest łagodny. Jest groźny. Zwykle oblegany przez tłumy turystów, dzisiaj jest pusto, panuje wręcz grobowa cisza. Żadnej żywej duszy na nim, jestem sam, więc mogę powiedzieć, że należy tylko do mnie. Rozglądając się dookoła czułem dziwny stan zadowolenia, satysfakcji ale i przerażenia panującą tu atmosferą. Pogoda dzisiaj nie jest zbyt łaskawa dla mnie, dookoła pełno chmur, przez co nie mam możliwości podziwiania  widoków. To co nie widziały oczy musiałem choć częściowo uzupełnić swoją wyobraźnią. Wybrałem centralne miejsce na szczycie obok wielkiego głazu na którym się rozsiadłem. Oprócz skał i głazów tworzących wierzchołek w moim w zasięgu mogę dojrzeć tylko najbliższe wierzchołki. 
  
Z głównej grani w stronę Zadniego Kościelca jest możliwość przejścia po wąskim chodniku ułożonego z dużych głazów na jego drugi szczyt. Chodnik łączący oba szczyty jest niezwykle przepastny z dwóch stron. Skaliste stoki opadają niemalże pod kątem prostym w dół, czyniąc to przejście niebezpiecznym. Na drugi szczyt zwykle wchodzą taternicy pokonując 530 m skalistą ścianę.

Zadaję sobie pytanie- czy warto było się tu wspinać. Ktoś sobie pomyśli po co wtedy taki wysiłek. Nie zgadzam się. Góry takie są, że czasem bywają przyjazne, niemalże gościnne, oferują nam zapierające dech w piersiach widoki, natomiast innym razem bywają groźne, szare, zamglone i niedostępne. Niestety taki jest ich urok, w nich też kryje się niezwykłe, piękno, choć czasem nieco niepokojące. Druga sprawa to taka, że jest to cudowne uczucie, gdy udaje się osiągnąć zaplanowany cel. Góry w jakiś sposób tym przyciągają nas do odwiedzin. Dają szansę do pokonania swoich słabości, poczucia satysfakcji i przeżywania niezwykłego piękna.
Kościelec to samotny wierzchołek,
jest niższy od większości szczytów w jego otoczeniu dlatego widok na Tatry Wysokie częściowo jest ograniczony przez Orlą Perć.
 
Granaty we mgle
Kościelec to jedyny wierzchołek z którego można zobaczyć Dolinę Gąsienicową ze wszystkimi Stawami Gąsienicowymi, jedyny z którego ściana Świnicy i północne zerwy Niebieskiej Turni są tak blisko. W tej chwili mgła zasłoniła całkowicie widoczność w dali.
Mieczysław Karłowicz pisał, że „tylko z Kościelca widoczne są wszystkie bez wyjątku Stawy Gąsienicowe”.


I jeszcze jedna tajemnica Kościelca. Ta góra, w szczególny sposób potrafi się przed ludźmi bronić. Są tacy, którzy próbowali bezskutecznie wchodzić na szczyt po kilka razy. Nie każdemu lubi i chce wyjawiać swe tajemnice. Kościelec potrafi być bardzo kapryśny pogodowo. Podczas mgły zabiera nam poczucie bezpieczeństwa, szczególnie podczas zejścia. W trakcie deszczu jest dramatyczny, mokre czy ośnieżone gładkie płyty skalne mają to do siebie, że są śliskie i wtedy można zjechać niezwykle szybko, aż do podnóża i będzie to wtedy najprawdopodobniej ostatnia podróż.
 



Zejście z Kościelca na Karb następuje tą samą drogą, którą się podchodzi, ponieważ na szczyt prowadzi tylko jeden znakowany szlak . Z innych stron możliwe są wyłącznie wejścia taternickie. Ściany Kościelca należą do najciekawszych i najczęściej odwiedzanych przez taterników w rejonie Hali Gąsienicowej. Południową granią prowadzi droga zwana Granią Kościelców. Na ścianie zachodniej poprowadzone są drogi Stanisławskiego, Gryglewskiego oraz Dziędzielewicza. Istnieje wiele wariantów i możliwości przejścia tych dróg i dostania się na wierzchołek. 
 
Spojrzenie 533 m w dół








Po wypiciu ciepłej herbaty i zjedzeniu kanapki, czas wymaszerować, jak powiadają: ,,komu w drogę temu czas". Na szczycie siedziałem ok 20 min licząc, że z czasem białe obłoczki chmur przepływające nad moją głową rozstąpią się, odsłaniając mi fragmenty jednej z najpiękniejszych moim zdaniem panoram w Tatrach. Niestety tak się jednak nie stało.
Powrotna droga tą samą trasą zapewne dostarczy mi tak samo dużo wrażeń jak podejście, schodząc będę miał przed sobą te piękne panoramy tatrzańskie jak i Stawy Gąsienicowe.

Z Kościelca schodzę z lekkim niedosytem, ale nie załamany. Przecież co ujrzałem i przeżyłem tu na górze, to będą dla mnie niezapomniane chwile.   


KOŚCIELEC - KARB - HALA GĄSIENICOWA - PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI - BOCZAŃ - KUŹNICE - szlak - - odległość - 9,4 km, czas przejścia- 3 h 30 min.

To, że z wejściem nie miałem większych trudności to z zejściem już niestety było gorzej.
Okazuje się, że podchodzenie i wspinanie po progach skalnych jest łatwiejsze, bo widzimy gdzie mamy stawiać nogi.
Schodząc natomiast w dół, mając ograniczoną widoczność krawędzi ściany pod sobą, stopy stawiamy na wyczucie. Mokre podłoże i leżący śnieg znacznie utrudnia schodzenie, zejście wymaga koordynacji ruchów i skupienia, bo łatwo jest o poślizgnięcie czy upadek na niektórych ekspozycjach. Bardzo ostrożnie podążam w dół, tracąc wysokość, którą tak długo i mozolnie zdobywałem. Jednocześnie trzeba uważać na oznakowanie, bo w paru miejscach można niechcący zejść poza szlak, a to może się skończyć niezbyt bezpiecznie. W niektórych miejscach wskazane jest, lepiej schodzić tyłem niż „normalnie”. 

Gdy w zupełnej ciszy i samotności, schodziłem w dół zza skalnego załomu dojrzałem grupę turystów. W miarę zbliżania się do tych osób, nie miałem żadnych wątpliwości.. rozpoznałem w nich dwójkę znajomych z którymi mijałem się i rozmawiałem na szczycie Kościelca. Po serdecznym ponownym powitaniu, nawiązaliśmy miłą rozmowę na temat przebytej trasy i przeżytych wrażeń. Z tego faktu wywnioskowałem, że moje tempo schodzenia wcale nie było takie wolne.
   


Schodząc po lewej stronie dostrzegam Zadni Staw Gąsienicowy (1852 m n.p.m).  Staw ten  jest najwyżej położonym jeziorem ze wszystkich stawów w Dolinie Gąsienicowej. Przez większą część roku jest zamarznięty, zamarza w październiku-listopadzie, a rozmarza w maju-czerwcu, czego efekt jest widoczny jeszcze teraz w czerwcu. Im wyżej położone są jeziora, tym przez dłuższy czas skute są lodem.

Nawet nie spostrzegłem jak szybko minął czas i ponownie znalazłem się na Przełęczy Karb. Na zegarku dochodziła 16.50. Wynikało z tego, że cały pobyt od wejścia do zejścia z Kościelca zajął mi 3 h. Minęło jak z bicza strzelił...Schodząc z Kościelca o dziwo nie mijałem nikogo kto by podążał w górę.

Z Karbu mam dwie możliwości powrotu do Murowańca:
1* szlakiem do Doliny Zielonej Gąsienicowej i do schroniska Murowaniec.

2*  możliwość to powrót tą samą drogą co przyszedłem tj nad Czarny Staw Gąsienicowy. Zgodnie z moją zasadą, która nakazuje nie wracać tą samą trasą, wybieram wariant 1* szlak 

- dłuższy przez co łagodniejszy do schodzenia.

Po chwilowym odpoczynku i podzieleniu się wrażeniami z poznanymi po drodze osobami, wyruszam w dalszą drogę. Początkowo skalnym rumowiskiem schodzę stromym zboczem Małego Kościelca, stawiając roztropnie stopy na kamieniach. Stromę zejście w dół nie zbyt dobrze działa na stawy kolanowe
 
Po lewej widoczny Długi Staw (1781 m n.p.m.), następnie ścieżka robi się łagodna i kamiennym chodnikiem, podąża zakosami pośród kosówek i złomowisk-przede mną cały czas widoczna jest Świnica. Po zejściu z Małego Kościelca zmierzam doliną pokrytą zalegającym jeszcze śniegiem.



Szlak ten prowadzi obok prawie wszystkich stawów gąsienicowych. Po lewej stronie mijam 2 Czerwone Stawki (1693,2 m n.p.m i 1694,6 m n.p.m). Są to niewielkie i płytkie tatrzańskie jeziora o niewielkiej głębokości (1 m i 1,4 m). Po prawej stronie widoczny staw Kurtkowiec (1689 m n.p.m.) o skalistej linii brzegowej z najwyżej położoną w Polsce wyspą. Wysepka ta porośnięta jest kosodrzewiną.
 

Po przejściu obu stawów dochodzę do szlaku łączącego Świnicką Przełęcz z Halą Gąsienicową.  


Za szlakowskazem dużym łukiem zakręcam w prawo na północny-wschód. Po chwili z lewej strony ukazuje się Zielony Staw Gąsienicowy (1672 m n.p.m). Zielony Staw jest największym jeziorem Doliny Zielonej Gąsienicowej i ósmym co do wielkości jeziorem polskich Tatr. Powierzchnia jeziora wynosi 3,84 ha, głębokość 15,1 m. Wody jeziora cechuje duża przeźroczystość (nawet do 10 m) i jasnozielone zabarwienie wywołane niewielką ilością planktonu. 

Zielony Staw Gąsienicowy (1672 m n.p.m)



Przede mną widok na Kasprowy Wierch wraz ze stacją meteorologiczną i górną stacją kolejki.






Wąski kamienny chodnik  doprowadza pośród kosodrzewiny do większego Litworowego Stawu Gąsienicowego (1618 m n.p.m). Nazwa stawu związana jest z rosnącym w jego pobliżu arcydzięglem litworem. Staw został sztucznie zarybiony pstrągiem. Odbijający się w nim Kościelec i okoliczne góry czynią go niezwykle pięknym. Po drodze mijam jeszcze maleńki Troiśniak, który wyglądem przypomina większą kałużę. Kiedyś były to trzy małe stawki, obecnie są tylko dwa, jeden z nich uległ całkowitemu wyschnięciu. Jego wyschnięcie wiąże się z funkcjonującą na tym terenie nartostradą Gąsienicową.



Oddalając się od Kościelca, warto spojrzeć za siebie, widać, jak zataczam wokół niego półokrąg przez co jego kształt przeobraża się. Z tej perspektywy wierzchołek kolejny raz zmienia swoje kształty, kościelny dach zamienia się w strzelistą piramidę. W porównaniu ze Świnicą wydaje się znacznie mniejszy. Podążając w dół zasłona z chmur zaczęła się wycofywać, odsłaniając wierzchołek Świnicy i naszego Kościelca.


Od tego momentu droga prowadzi po równym, kamiennym chodniku aż do schroniska Murowaniec. Po drodze mijamy dolną stację kolejki linowo-krzesełkowej Gąsienicowa, dochodząc do rozwidlenia i szlaku prowadzącego na Kasprowy Wierch.

Już na wypłaszczeniu terenu za sobą cały czas podziwiam przepiękne widoki Kościelca,  Świnicy i okolicznej panoramy. Wzrok mój przyciąga strzelista, przypominająca piramidę sylwetka Kościelca, która z tego miejsca wzbudza respekt i lęk. Szkoda tylko, że tak późno i teraz nie ma mnie tam na górze. Tatry potrafią zmieniać swoje oblicze w przeciągu paru godzin. Ostatnie spojrzenie na całą grań od Małego Kościelca po Kasprowy Wierch.





Po drodze mijam jeszcze mały staw Dwoiśniak Niżni(1588,2 m n.p.m.). Kiedyś były to dwa stawy, dziś pozostał tylko jeden. Drugi z nich wyschnął, przyczyną jego zniknięcia była budowa największej nartostrady w Tatrach, prowadzącej z Kasprowego Wierchu przez Halę Goryczkową.

Dwoiśniak Niżni

Coraz bardziej odczuwam zmęczenie przebytą trasą, czuję suchość w ustach, tak więc nie pozostaje mi nic innego tylko wstąpić do schroniska by chwilę odpocząć, ugasić pragnienie i uzupełnić poziom płynu w organizmie. Przed schroniskiem zastaję małą grupkę turystów, którzy tak jak skorzystała z odpoczynku. Jest 18.00 jak zachodzę do schroniska.


Po wyjściu ze schroniska szybkim krokiem podążam szlakiem w kierunku Przełęczy między Kopami. Popołudniowa panorama z Królowej Równi ( 1500m n.p.m-1570m n.p.m).


Po 30 minutach jestem na Przełęczy między Kopami(1499 m n.p.m). W tym miejscu szlak łączy się z szlakiem, którym podchodziłem do góry. Zejście szlakiem jest dłuższe za to łagodniejsze i z pewnością nie sprawi mi kłopotu. Według szlakowskazu w Kuźnicach powinienem być o 19.35. 

Zachodzące słońce powoli chowa się za okolicznymi szczytami pozostawiając dolinę w podwieczornym cieniu. Nie mając zbyt dużo czasu zmierzam szybkim krokiem do Kuźnic by jak najszybciej znaleźć się w miejscu zakwaterowania, gdzie odpocznę przed kolejną wyprawą.

Zakopane i zbocze Nosala


Ostatnie spojrzenie na Polanę Kalatówki z Hotelem Górskim Kalatówki i Giewont.


Zmęczony trudami całodziennej wyprawy po 9 h 30 min. o godz 19.30. dotarłem do Kuźnic. W nogach odczuwałem te godziny marszu, za to serce było wypełnione radością osiągniętego celu.


A teraz czas na podsumowanie przebytej trasy.
Dzisiejsza całodzienna wycieczka jest godna polecenia, wędrówka ta dostarczyła mi nie lada górskich emocji i wrażeń, szkoda tylko, że pogoda nie dopisała. Piękne i zachwycające walory widokowe, zostaną zapisane w pamięci na zawsze. Kościelec ma swoją urodę i magię, więc można niewątpliwie zaliczyć do jednego z najciekawszych i najpopularniejszych szlaków w polskich Tatrach Wysokich. W porównaniu z innymi tatrzańskimi szlakami potraktować można ją jako rozgrzewkę przed trudniejszymi szlakami. Szlak na Kościelec ma typowo wysokogórski charakter, pomimo braku ubezpieczeń w kilku miejscach wymaga umiejętności wspinania się w skalnym terenie. Według opisów Kościelec nie jest górą łatwą, choć mi osobiście nie sprawił większych problemów - mówię tu o przejściu szlaku w warunkach letnich i przy sprzyjającej pogodzie. Jedynie w niektórych miejscach na pewno przydałyby się łańcuchy i inne zabezpieczenia. Trudności techniczne nie są moim zdaniem jakieś wielkie, one tylko się takie wydają w otoczeniu przepaścistego terenu. Z dalszej odległości jak i z dołu wygląda na trudny do zdobycia szczyt. Jeśli jednak nie ma się większych lęków wysokościowych i przestrzennych to szczyt do zdobycia dla każdego. Ale są tu także pułapki i niebezpieczne miejsca, które tylko czyhają na błąd oczarowanego krajobrazem turysty. Kościelec zaraz po Giewoncie to najbardziej charakterystyczna góra w polskich tatrach, wygląda jak wielka piramida.

Władysław Zamoyski-Krupówki
Wrażenia jakie przeżyłem idąc na ten szczyt oraz opisywane trudności trasy są tylko moim opisem subiektywnym i nie zawsze muszą się zgadzać z poglądami innych osób, a to dlatego, że mogą nas różnić wiek, doświadczenie, umiejętności jak i wrażliwość. Z pełnym przekonaniem mogłem stwierdzić, że ten dzień pomimo nie sprzyjającej pogody należał do udanych. Zapewne widoki byłyby bardziej ekscytujące gdyby nie te chmury i mgła unosząca się nad szczytami. Bardzo pragnę jeszcze tu wrócić przy lepszej pogodzie. Jadąc busem do hotelu rozmyślałem już o następnym dniu i kolejnej tatrzańskiej przygodzie  by znowu rozpocząć pełną przygód wędrówkę tatrzańskimi szlakami. A gdzie się udam to wszystko uzależnione będzie od pogody.
 

Tradycyjny orszak weselny
Aby wędrować po górach nie wystarczy mieć tylko dobre nogi ale także dobre oczy aby ich piękno podziwiać oraz dobre serce aby je pokochać
 

Giewont z Równi Krupowej












Pomnik Tytusa Chałubińskiego i Sabały

3 komentarze:

  1. Witam na przepięknym blogu. Tak, posty tu są rewelacyjne, zdjęcia bajkowe a opis do nich jest pięknym dodatkiem. Oglądając ten post ,to tak, jak bym była tam . Ciesze się nimi razem z Tobą. Góry -to inny wymiar, to bajkowy wymiar. Dziękuje, dziękuje bardzo za tak piękny post i czekam na więcej J.M A wiesz ze dawniej Niżnie Rysy dawniej nazywały się Turkiem ))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest mi miło słyszeć, że podobają się relacje z moich górskich wędrówek. Myślę, że chociaż część informacji będzie przydatna i zachęci do odbycia wycieczki w nasze piękne Tatry. W miarę możliwości czasowych będzie więcej fotorelacji z przebytych wcześniej wędrówek.
    Dziękuję bardzo i pozdrawiam. A

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za tak szczegółowy i ładnie zredagowany opis. Wybieram się na Kościelec i na pewno będzie mi bardzo przydatny w wędrówce. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń