niedziela, 8 czerwca 2014

ZAKOPANE-06.2014/KUŹNICE-KASPROWY-ŚWINICA/ cz. II

     TATRY WYSOKIE

        ŚWINICA    
            z
  KASPROWEGO           




PRZEBIEG TRASY: cz. II
ŚWINICA - ŚWINICKA PRZEŁĘCZ - ZIELONY STAW GĄSIENICOWY - DWOIŚNIAK - SCHRONISKO PTTK MUROWANIEC - PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI - DOLINA JAWORZYNKA - KUŹNICE - szlak - [czerwony szlak], [czarny szlak], [niebieski szlak], , odległość -11,4 km, czas przejścia - 3 h 55 min, suma zejść - 1370 m, nachylenie - 21%, 21%, 7%, 8%, 11%.


Szczęśliwie po 4 h 30 min, mając w nogach 3,5 km wyczerpującej wędrówki, o godz. 14.30 nadszedł długo oczekiwany moment, osiągnąłem cel swojej wyprawy, w zasięgu mojego wzroku ukazuje się. 
ŚWINICA: 2301 m n.p.m, 3,5 km, nachylenie podejścia-21%, suma podejścia-470 m
Tak więc zdobywam najwyższy wierzchołek polskich Tatr, całkowicie leżący po polskiej stronie. Od samego początku marzyłem by być w tym miejscu, no i jestem i nic mi tego już nie odbierze. 
Jak więc widać marzenia potrafią się spełniać, o ile jest się cierpliwym.
Mam jeszcze przed sobą parę wyzwań, myślę, że zdążę je jeszcze zrealizować. 
Zmęczony ale i zadowolony, z osiągniętego celu, ciesze się, że stanąłem na jednym z piękniejszych szczytów Tatr. Była to jedna z tych pięknych, godnych zapamiętania chwil, która na długo pozostanie w pamięci. Gdybym tylko mógł to podskoczyłbym z tej radości, ale nie wypadało mi tego czynić, ponieważ na szczycie siedziało 10 osób. Pozostało mi teraz tylko zachwycać się pięknymi widokami, które ufundowała nam matka natura. Sam wierzchołek nie jest zbyt obszerny a, że dzisiaj nie ma zbyt dużego ruchu, to nie miałem żadnego problemu ze znalezieniem miejsca, by wygodnie usiąść w atrakcyjnym widokowo punkcie, co w sezonie o to trudno i graniczy z cudem. Siadam więc na zasłużony odpoczynek.

ŚWINICA (2301 m n.p.m) - to dwuwierzchołkowy, zwornikowy szczyt:
* wyższy ,,wierzchołek turystyczny" - (2301 m n.p.m) 
* niższy  ,,wierzchołek taternicki" -  (2291 m n.p.m)
Oddzielone są od siebie przełęczą, zwaną Świnicka Szczerbina Niżnia (2278 m n.p.m).  
Przełęcz wznosi się nad trzema dolinami:
* na północnym-zachodzie - Dolina Gąsienicowa - Dolina Zielona Gąsienicowa,
* na południowym-wschodzie - Dolina Pięciu Stawów Polskich i
* na zachodzie - Dolina Walentkowa, stanowiąca górne piętro Doliny Cichej.

Pogoda jaką zastałem na szczycie jak na tą porę roku wyśmienita. Widoczność ze Świnicy na okoliczne szczyty znakomita, temperatura powietrza na tą chwile wynosi 20 stopni, bezwietrznie, jak na razie nie ma zagrożenia by pogoda uległa nagłej zmianie, tak, że warunki wspinaczkowe są bardzo dobre.
Ponieważ Świnica góruje nad wszystkimi szczytami w tej części Tatr, przy sprzyjających warunkach atmosferycznych i przejrzystości powietrza widoki we wszystkich kierunkach są oszałamiające i są jednymi z piękniejszych w całych Tatrach. Stąd roztacza się niezwykle bogata panorama obejmująca dziesiątki szczytów. Mamy panoramę o kącie 360 stopni, na Tatry Zachodnie i Wysokie, na łańcuch Orlej Perci oraz Słowackie Tatry Wysokie i Zachodnie. Będąc na górze słoneczna aura odsłoniła mi całe swe piękno. Słońce dalej świeci na bezchmurnym, błękitnym niebie, co niektórzy korzystają z uroków słonecznej pogody, zażywając kąpieli słonecznych, medytując przy tym.

Wierzchołkowe wypłaszczenie nie jest zbyt duże. Na szczycie około 10 osób, wyjątkowo mało jak na tą porę roku, są to idealne warunki do robienia zdjęć i panoram bez zbędnych osób w kadrze. Wybrałem sobie dogodne miejsce na skalnym podłożu, nagrzanym promieniami słońca, rozsiadłem się wygodnie, wyjąłem kanapki, termos z gorącą herbatą i z ochotą zabrałem się do konsumowania posiłku. Po chwili rozpocząłem miłą pogawędkę z siedzącymi obok mnie osobami na temat dzisiejszej wyprawy i przeżyć z tym związanych. Będąc na szczycie cały czas w użyciu był aparat fotograficzny, by utrwalić całą panoramę z wierzchołka Świnicy, gdyż bezchmurne niebo pokazywało mi całe swe piękno. Obojętnie gdzie patrzyłem miałem niesamowite i zachwycające widoki. Oto co zobaczyłem i utrwalił obiektyw mojego aparatu. Największe wrażenie wywołała we mnie jak i pozostanie na długo w moim wnętrzu widoki wierzchołków górujących nad Doliną Pięciu Stawów:
* POŁUDNIOWO-WSCHODNIA strona Tatr
Pode mną -  500 metrów poniżej w całej krasie rozświetlona Dolina Pięciu Stawów (Czarny Staw, Wole Oko i Zadni Staw Polski). Na wysokości oczu widoczne całe pasmo Tatr Wysokich od Żółtej Turni, po Orlą Perć,  Kozi Wierch, Opalony Wierch, Miedziane, Szpiglasową Przełęcz i Szpiglasowy Wierch. 
Na drugim planie, (w oddali), większość szczytów Tatr Wysokich: Jagnięcy i Lodowy Szczyt, Gerlach, Rysy, Wysoka, Cubryna po Koprowy Wierch.


* POŁUDNIE - patrząc przed siebie na południe wrażenie wywołuje widok jak urwiste zbocza grani stromo opadają do Dolinki pod Kołem. Tatry Zachodnie w pięknych jeszcze zimowych wciąż kolorkach, a w oddali, za szczytami, białe jak mleko chmury, wdzierające się w tatrzańskie doliny, ciągnące się, aż po wysepki szczytów Tatr. W dole Zadni Staw Polski skuty jeszcze lodem. 
Na pierwszym planie piszący tego posta wskazujący Rysy w rozmowie z towarzyszem podróży.



Gerlach (2655 m n.p.m), Rysy (2499 m n.p.m), Wysoka (2560 m n.p.m)
* POŁUDNIE - patrząc bardziej w prawo na zachód, po słowackiej stronie uroku dodaje najwyższy szczyt Tatr Liptowskich - Krywań ( 2495 m n.p.m). Szczyt o charakterystycznym zakrzywionym wierzchołku, którego ściany opadają wprost w głębokie doliny, wskutek czego deniwelacja dochodzi do 1400 m. Od 1935 r Krywań jest symbolem i narodową górą Słowaków. Z tego powodu trasa na Krywań jest bardzo uczęszczana i zatłoczona. Szczyt został umieszczony w godle i hymnie tego państwa, pełni taką samą rolę, jak u nas Giewont. Od 1841 r Słowacy co roku urządzają patriotyczne wycieczki na jego wierzchołek. Krywań jest najbardziej rzucającą się górą w oczy w tym rejonie.



* WSCHÓD - patrząc w kierunku wschodnim ciągnie się strzelista grań Orlej Perci z jej niebotycznymi szczytami na której wyróżnia się Żółta Turnia. Jest to idealne miejsce do podziwiania całej Orlej Perci. Moje oczy przykuł niezwykły widoki na otoczenie Hali Gąsienicowej. W oddali pięknie wypiętrzały się wierzchołki Tatr Bielskich. Z tej wysokości Świnica przewyższa sąsiednie wierzchołki o wiele metrów.
  
* NA PÓŁNOCNYM - WSCHODZIE - ukazuje się drugi niższy taternicki wierzchołek Świnicy. 
W dole ciekawie prezentuje się cała Dolina Gąsienicowa ze szlakiem prowadzącym do schroniska PTTK Murowaniec oraz grań Kościelca. Widoczne są stawy - Zadni Staw Gąsienicowy i Długi Staw.
W głębi za Doliną Gąsienicową widoczna jak za mgłą a raczej w smogu panorama Kotliny Zakopiańskiej, stąd w linii prostej do miasta jest zaledwie 10 kilometrów. Naprawdę jest co oglądać i podziwiać przy słonecznej pogodzie. Jednym słowem pogoda sprawia, że atmosfera jest cudowna. 













* NA ZACHÓD - odchodzi główna, wejściowa ściana Świnicy.
Na pierwszym planie prezentuje się Pośrednia Turnia, dalej Skrajna Turnia, Beskid, Kasprowy Wierch. W głębi dominuje panorama Giewontu wraz z masywem Czerwonych Wierchów. W dole wije się walna Dolina Cicha. Cały widok na południowo-zachodnią stronę, w kierunku Doliny Cichej aż do samego horyzontu przepełniony jest szeroką paletą kolorystyki.


Jako, że Świnica stanowi najwyższy punkt w okolicy, cieszy się sporym powodzeniem nie tylko wśród turystów. Jej wysokość i znajdujące się poniżej szczytu łańcuchy przyciągają dodatkowo pioruny, co warto mieć na uwadze przy wyborze tej trasy w czasie deszczu i burzy.
Dlatego należy za wszelką cenę unikać przebywania w rejonie Świnicy podczas załamania pogody a jeżeli już znajdziemy się w tym miejscu, należy jak najszybciej opuścić szczyt by nie narazić się na niebezpieczeństwo porażenia wyładowaniami. Należy zachować spokój, bowiem panika sprzyja pośpiechowi, a ten nie dość że zwiększa ryzyko porażenia, to sprzyja popełnianiu błędów, co może mieć dużo gorsze skutki niż burza.
Historia Świnicy obfituje niestety w liczne wypadki śmiertelne.
* 15 sierpnia 1939 roku rozegrała się na głównym wierzchołku największa górska tragedia w polskiej części Tatr - od porażenia piorunem i następującej po nim paniki, która zapanowała wśród turystów, zginęło na niej 5 harcerzy i ich opiekun.
Po 1h 15 min odpoczynku, pogawędce z turystami będącymi na szczycie, najedzony, nasycony pięknymi widokami i sesji zdjęciowej, pora zbierać się w powrotną drogę. Pięknie tu na górze, malowniczo, cicho i bezwietrznie, trudno się rozstać z rozległymi widokami panującymi w koło.
Jednak nic co piękne nie trwa wiecznie.



Jest godz 15.45. Zarzucam więc plecak na siebie i opuszczam wierzchołek tą samą drogą co wchodziłem. Droga powrotna to spokojna, relaksująca wędrówka, bardziej nastawiona na podziwiane widoków okolicznych wierzchołków, które miałem za sobą podchodząc.

Schodząc panuje ożywiony ruch, w górę napiera sporo ludzi, zarówno ze Świnickiej Przełęczy, jak też od strony Zawratu. Dlatego należy zachować szczególną ostrożność na osoby z którymi się wymijamy, bo czasami bywają bardzo nierozważne i o potknięcie nie trudno, co może grozić upadkiem. Początkowy odcinek trasy to niemal pionowo uformowana skała, która sprawia największy kłopot z pokonaniem osobom o niskim wzroście. Bardzo przydatny jest łańcuch umożliwiający przytrzymanie w celu zejścia na skalną półkę. Dla mnie zejście to nie stwarza żadnych trudności.

Po chwili dochodzę do rozstaju [czerwony szlak] szlaku, gdzie mamy dwie możliwości zejścia ze Świnicy.
1* na wschód w stronę Zawratu, jest to strome, trudne i wymagające zejście pośród kominków, drabinek, klamer i łańcuchów. W przeszłości był to początek szlaku Orlej Perci.
2* na północ w stronę przełęczy, tą samą drogą, którą wchodziłem na szczyt.
Wybieram wariant 2*, ponieważ nie byłem jeszcze przygotowany na pokonanie 1* wariantu przez Zawrat, znacznie trudniejszej trasy.
Z wierzchołka ścieżka sprowadza mnie skalną rynną z łańcuchami, po kamiennych głazach.
Wprawdzie droga nie jest zbyt trudna ale schodząc trzeba bacznie uważać by zmierzać wyznaczonym szlakiem, bo łatwo jest zboczyć z wyznaczonej trasy i znaleźć się w żlebie podciętym pionowymi urwiskami (przepaść), co często przytrafia turystom, czego sam byłem świadkiem.


Schodząc w dół, wzdłuż pionowych granitowych ścian, przytrzymując się łańcuchów trzeba uważać, aby nie przegapić szczerbiny, którą przechodzi się na drugą stronę grani. Po przejściu małego wcięcia skalnego zwanego  Wrótkami(2214 m n.p.m), czeka nas 100 m trawers mocno nachylonym kamiennym zboczem zwanym Żlebem Blatona. Po przejściu tego odcinka łańcuchy się kończą, i po chwili schodzimy po gładkiej, nachylonej w dół, rozległej płycie skalnej, która przechodzi nad przepaścią. Pokonanie żlebu z tej strony jest nieco łatwiejsze. Poślizgnięcie i upadek na tym odcinku trasy może oznaczać spadnięcie urwistym zboczem w przepaść.


Po przejściu Żlebu Blatona skręcam w lewo i dalej skalnym terenem, przytrzymując się łańcucha, po skalnych płytach, sukcesywnie obniżam się w dół tracąc wysokość. Ponownie płasko przechodzę po ścieżce w poprzek zbocza pokrytym grubą powłoką śniegu. Pomimo, że w dolinach jest już ciepło i zielono, przestrzenie są wolne od śniegu a szlaki są suche to w wysokich partiach gór zwłaszcza po północnych stronach grani zalegają jeszcze spore ilości śniegu. Wiele odcinków trasy jaką przemierzyłem była pokryta grubą warstwą zlodowaciałego śniegu a łańcuchy miejscami były nim przykryte co było dużym utrudnieniem podczas schodzenia. Śnieg co zalega na trasie jest jakiś twardy i śliski. Muszę przyznać, że emocji i adrenaliny w drodze powrotnej nie brakowało.

Dalsze zejście nie sprawia mi już kłopotów technicznych. Schodząc w dół mijam jeszcze osoby, które podążają do góry. Co jakiś czas zatrzymuję się by odpocząć i zrobić parę zdjęć zanikającym szczytom. Zejście do Świnickiej Przełęczy nie jest zbyt szybkie, co jakiś czas oglądając się za siebie, widzę jak potężna i ogromna jest Świnica. Trochę się wlokłem ciesząc się każdym miejscem, które ponownie oglądam, tyle, że z innego ujęcia.


Zbliżając się do przełęczy ukazuje się Hala Gąsienicowa z Doliną Zieloną Gąsienicową na pierwszym planie z jej wszystkimi stawami. Hala jest sztuczną łąką powstałą w miejscu wykarczowanego lasu. Jak pisał Mieczysław Świerz w roku 1927 roku:
,,Hala Gąsienicowa jest najgwarniejszym zakątkiem polskiej części Tatr Wysokich" 
Stanowi największy w Tatrach rejon węzłowy szlaków znakowanych (10). 
Od północnego zachodu dolinę ograniczają stoki Uhrocia Kasprowego.

grań Kościelca na tle Orlej Perci.
Przy słonecznej pogodzie, drogi bardzo szybko ubywa. Po 1 h stromego zejścia, kręta ścieżka ułożona z kamiennych stopni o 16.10 sprowadza mnie do Świnickiej Przełęczy (2051 m n.p.m). 
Przede mną pojawia się Świnicka Przełęcz i szlak prowadzący w kierunku Kasprowego Wierchu, ten sam, którym przyszedłem z Kasprowego na przełęcz.



Na Świnickiej Przełęczy zatrzymałem się. Obejrzałem się za siebie, by jeszcze raz spojrzeć na jeden z piękniejszych widoków w Tatrach. Z pełnym zachwytem podziwiałem piramidę Kościelca i majestatyczną Świnicę. Z przełęczy można kontynuować marsz w kierunku Kasprowego Wierchu, tak jak dotarłem do tego miejsca lub zejść [czarny szlak] szlakiem do Doliny Gąsienicowej.
 
Stąd mogę spojrzeć w górę w stronę wierzchołka, z którego przed chwilą zszedłem, gdzie zasiadła już kolejna grupka turystów a następna mimo późnej pory zmierza do góry. 
O godz. 16.20, [czarny szlak] szlakiem, stromo w dół schodzę do Doliny Zielonej Gąsienicowej. Szlak trawersuje urwiste zbocze Pośredniej Turni i sprowadza przez Stawy Gąsienicowe do Murowańca. Przechodząc grań Pośredniej Turni należy zachować ostrożność i rozwagę.

Na wprost Kurtkowiec, po prawej Długi Staw
Początkowo trawersuje pod nachylonym zboczem stok Pośredniej Turni. Zejście staje się kłopotliwe i niebezpieczne zwłaszcza dla przeciętnego turysty. Maszerując należy zachować ostrożność bo ścieżka jest ledwie widoczna a urwiste zbocza zalegają jeszcze duże ilości śniegu. Cały czas schodząc muszę patrzeć pod nogi, uważać by się nie poślizgnąć, drobne potknięcie o które jest nie trudno może grozić spadnięciem poboczem w dół. Zlodzony śnieg w tym rejonie zalega do samego lata. Jak widać tej wiosny słonko jeszcze nie przygrzało wystarczająco, żeby stopić śnieg w żlebach, tak, że wyprawa o tej porze bywa zdradliwa. 

  stawy Doliny Gąsienicowej - Zadni Staw Gąsienicowy i Długi Staw
Poszarpana grań stoku Pośredniej Turni i ścieżka prowadząca do Doliny Gąsienicowej.
Muszę przyznać, że emocji przy schodzeniu w dół nie brakowało, część ścieżki było zlodzona i słabo widoczna. Wiele osób miało trudności z pokonaniem tego zejścia, dla mnie dość łatwego i nie sprawiającego żadnego kłopotu. 
Choć już sposobimy się do lata, to będąc wysoko w górach nie mogę się nadziwić, że śnieg zalega jeszcze w takich ilościach. Takie zderzenie dwóch pór roku wiosny: ciepła, słońca, bujnej zieleni w dolinach czy kwitnących na polanach kwiatów i całkiem odmiennych zimowych warunków w wyższych partiach Tatr to często pułapka dla tych, którzy zaczynają wędrować po wysokogórskich szlakach licząc na to, że podobnie jak w dolinach, w górach będzie ciepło a szlaki będą suche i bez śniegu. Niestety nie ma nic zgubnego jak takie myślenie, co czasami doprowadza nieprzygotowanych, niedoświadczonych i nieodpowiedzialnych wczasowiczów do nieszczęśliwych wypadków. Często przyczyną wypadków jest lekkomyślność, brawura i niewiedza turystów. A takich w kronikach TOPR jest co nie miara. W Tatrach Polskich rocznie ginie około 20 osób. Upadki ze skał, zejścia ze szlaków, strącone kamienie i głazy, nagłe załamania pogody, nieodpowiedni ekwipunek często doprowadzają do utraty zdrowia, a nawet życia.



Schodząc z przełęczy cały czas towarzyszy nam z prawej strony wspaniały widok na całą grań Małego Kościelca i piramidę Kościelca.

Oglądając się za siebie ukazuje się część trasy i wierzchołek zdobytej dziś Świnicy.

25 minut zajęło mi zejście z przełęczy do Doliny Zielonej Gąsienicowej. Początkowo wydeptana w śniegu grań sprowadza mnie na górne piętro Doliny Zielonej Gąsienicowej po czym wygodną, szeroko rozdeptana kamienną ścieżką zmierzam do Schroniska Murowaniec. 
Przede mną w blasku słońca, w otoczeniu barwnej, zielonej tatrzańskiej przyrody, wyłaniają się pozostałe stawy doliny: Czerwone Stawki, Kurtkowiec, Długi Staw i największy z nich Zielony Staw Każdy ze stawów położony jest na innej wysokości. Woda wypływając strumykami do tych niżej położonych, sprawia, że do naszych uszu dochodzi delikatny jej szum. Jeziorka mają nazwy, uzależnione od ich kształtu, albo od ich koloru. Śnieg w tym rejonie potrafi przetrwać do końca lata, w związku z tym woda płynie stale.


Od zachodu ciekawie prezentuje się schowany za Beskid, niewidoczny do tej pory Kasprowy Wierch i [czerwony szlak] szlak, którym szedłem na Świnicę. W dole tuż przy [czarny szlak] szlaku, ukazuje się największy staw doliny i ósme co do wielkości jezioro polskich Tatr (pow.3,84 ha, głębokość 15,1 m):
Zielony Staw Gąsienicowy (1672 m n.p.m). Wody jeziora cechuje duża przeźroczystość (do 10 m) oraz jasnozielone zabarwienie wywołane niewielką ilością planktonu.


Zielony Staw (z lewej), Czerwone Stawki (1695 m n.p.m) i Kurtkowiec (1686 m n.p.m)
Na jeziorze znajduje się niewielka wysepka (0,067 ha) porośnięta kosodrzewiną. Jest to najwyżej położona wyspa w Polsce.




Z prawej strony mijam dwa Czerwone Stawki, [czarny szlak] szlak, którym zmierzam łączy się [niebieski szlak] szlakiem z przełęczy Karb znajdującej się w grani Kościelca.
 
Po drodze cały czas w zasięgu mojego wzroku podziwiam zachodnią grań Małego Kościelca,  północne zbocza Kościelca opadające na przełęcz Karb oraz północno-zachodnią ścianę Świnicy. Z każdą upływającą chwilą, Kościelec doświadcza znacznym zmianom, w miarę przechodzenia w kierunku Hali Gąsienicowej wygląd jego ulega przeobrażeniu. Doskonale stąd widać urwiska Kościelców, a zwłaszcza popularną wśród taterników zachodnią ścianę Kościelca, która znana jest z największego w całych Tatrach zagęszczenia dróg wspinaczkowych. Wiedzie nią wiele dróg wspinaczkowych o różnym stopniu trudności. Ze względu na litą skałę, niewielkie trudności techniczne i niezwykłą urodę, grań Kościelców jest bardzo często przechodzona przez początkujących taterników jak i ekstremalistów. Pierwsze przejście odbyło się 5 sierpnia 1905 roku, a dokonali tego: Zygmunt Klemensiewicz i Roman Kordys. 






Podążam rozświetloną popołudniowym słońcem zieloną doliną. Pozostawiając za sobą Kościelec i Zielony Staw Gąsienicowy, przede mną coraz bardziej widoczny Kasprowy Wierch wraz ze stacją meteorologiczną i górną stacją kolejki. Marsz od tego miejsca z pewnością nikomu nie sprawi większych kłopotów i trudności.





Wąski kamienny chodnik pośród kosodrzewiny doprowadza do Litworowego Stawu Gąsienicowego (1618 m n.p.m). Nazwa stawu związana jest z rosnącym w jego pobliżu arcydzięglem litworem. Nad brzegami rośnie rzadki gatunek rośliny – turzyca Lachenala, w Polsce występująca tylko w Tatrach i to w nielicznych miejscach.  


Droga cały czas prowadzi równym, kamiennym chodnikiem aż do schroniska Murowaniec. Po drodze przechodzę pod linami z krzesełkami wyciągu dolnej stacji kolejki ,,Gąsienicowa", opisanej będąc na Kasprowym Wierchu. Przy stacji kończy się narciarska trasa Gąsienicowa.


Szlak cały czas prowadzi dość malowniczo pośród kosówki. W chwilach, krótkiego odpoczynku, dla wyrównania oddechu warto się obejrzeć za siebie – wspaniale prezentuje się panorama na całą grań Kościelca, Świnicy i szlaku od Świnickiej Przełęczy do Kasprowego Wierchu. Za Małym Kościelcem, pełna zachwytu jak zawsze panorama grani Orlej Perci od Żółtej Turni po Granaty.
Do schroniska zostało mi jeszcze kawałek drogi, ale myślę że to dobrze że tak jest - gdyż dłużej będę mógł cieszyć oczy pięknem tej doliny. Osobiście uważam, że przejście Halą Gąsienicową ze swoim otoczeniem niebotycznych szczytów to najbardziej urokliwe miejsce w polskich Tatrach.
Rozpoznawałem niemal wszystkie szczyty i przełęcze. Gdzieś tam, wśród nich wiją się słabo widoczne z tego miejsca ścieżki, które przemierzałem w ostatnich dniach i wcześniej. Lubię tu przebywać. Ostro rysująca się grań Tatr pozwalała śledzić ją wzrokiem na całym horyzoncie.



Dochodząc na Roztokę Stawiańską, przechodzę obok dolnej stacji kolei linowo - krzesełkowej (4-os) ,,Gąsienicowa" (1601 m n.p.m), wożącą narciarzy na południowo-wschodnie zbocze Kasprowego Wierchu (1953 m n.p.m). Długość trasy to 1156 m, przy średnim nachyleniu stoku 30%, zdolność przewozowa: 2400 osób/h, czas jazdy: 8 min. Wyciąg działa tylko w sezonie zimowym. Obszar zarzucony jest głazami, dawniej były to tereny wypasowe Hali Gąsienicowej, obecnie jest niemal w całości porośnięty kosówką.


Mijam kolejny węzeł szlaków, gdzie do szlaku, którym idę z lewej strony dołącza szlak z Kasprowego Wierchu. Jeszcze kilkaset metrów wędrówki i wreszcie wśród drzew i zieleni odsłania się charakterystyczny zielony dach Schroniska PTTK Murowaniec. Z każdą upływającą chwilą schronisko już całkiem blisko, lada moment czeka mnie zasłużony odpoczynek.

Ostatnie spojrzenie za siebie na wzbudzającą respekt i lęk strzelistą, piramidę Kościelca, zwanego też polskim Matterhornem, majestatyczny wierzchołek Świnicy i szlak prowadzący w kierunku Kasprowego Wierchu. Na tą chwilę odczuwam już "w nogach" drogę jaką dzisiaj pokonałem, idzie mi się dość ciężko. Co chwilę na parę sekund, następuje krótki przystanek aby dotlenić płuca 
i kontynuować dalszy marsz. 
Pełen zadumy i tęsknoty za dniem, kiedy tu znowu powrócę, zbliżam się do schroniska.
 

Jest godzina 17.30. jak zmęczony dochodzę do murowanego z kamienia budynku:
Schroniska PTTK Murowaniec - 1500 m n.p.m, 8,7 km. 7 h 30 min.
Przed schroniskiem zastaję małą grupkę turystów, która siedzi przy stole na drewnianych ławach korzystając z odpoczynku i posilając się. Zatrzymuję się tylko na moment i dzielę się z nimi emocjonalnie wrażeniami doznanymi podczas dzisiejszej wędrówki.
 
Schronisko położone jest w Dolinie Suchej Wody Gąsienicowej (1505 m n.p.m). Zbudowane zostało w latach 1921–1925 przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Budowa schroniska miała swoich zagorzałych entuzjastów i przeciwników, jak zawsze, gdy budowano coś w Tatrach. Jedni nazywali je najpiękniejszym schroniskiem tatrzańskim, podkreślając, jak dobrze (patrząc od północy) jego sylwetka, z wieżyczką zakończoną trójkątnym dachem, harmonizuje z trójkątnymi sylwetkami obu Kościelców, stanowiących majestatyczne granitowe tło dla zbudowanego także z granitu schroniska. Inni, a wśród nich znany taternik Mieczysław Świerz, nazywali schronisko murowaną fortecą, z której "aby dojrzeć, jaka pogoda robi się na dworze, trzeba głowę na patyku wysunąć przez obmurowane głazami okna...". 

Po chwili nie pozostaje mi nic innego tylko wejść do środka i usiąść przy stole. Czas by odpocząć, zaspokoić głód i ugasić pragnienie bo przede mną jeszcze 2 godziny marszu do miejsca zakwaterowania. Zaskoczyła mnie bardzo mała ilość osób w środku, jestem trochę zaskoczony tym faktem, z reguły wszystkie miejsca wewnątrz są zajęte a i na zewnątrz nie ma gdzie usiąść. W sezonie taki obrazek graniczy z cudem, trzeba długo się nachodzić by swobodnie usiąść do stołu. Widocznie zbyt późna pora nie służy dużej frekwencji. Schronisko szykuje się już do zamknięcia, obsługa robi końcowe sprzątanie. Po raz pierwszy widzę tak puste wnętrze w schronisku, rzadki to obrazek. Po 30 min relaksu, posileniu się, wypiciu czekolady na gorąco, zjedzeniu szarlotki i pogawędce z paroma przybyszami wyruszyłem w dalszą drogę, dochodzi właśnie 18.


Opuszczając schronisko, warto zwrócić uwagę na prowadzące na piętro schody, zbudowane w latach dwudziestych XX w. Ciekawostką na balustradzie schodowej jest wkomponowany motyw zdobniczy przypominający swastykę, wówczas jeszcze nie wykorzystany przez hitlerowców.
Uważa się, że jest to przekształcony symbol góralskiego 
„krzyżyka niespodzianego”,  który prawdopodobnie został „poprawiony” przez młodopolskich artystów zafascynowanych symboliką i filozofią hinduską. Wcześniej górale zdobili nim elementy konstrukcji domów i sprzęty codziennego użytku. Oba symbole jednak się trochę różnią: swastyka zgięta jest w połowie długości, natomiast murowańcowe krzyżyki – jedynie na końcowym fragmencie. Był to także ulubiony symbol Mieczysława Karłowicza i Walerego Eljasza-Radzikowskiego (ozdabiał w ten sposób swoje publikacje). Karłowicz natomiast malował farbą małe swastyki na skałach w miejscach, które zdobył jako pierwszy podczas swych tatrzańskich wypraw. Właśnie dlatego, iż był to jego ulubiony znak, na kamieniu stojącym w miejscu w którym zginął, wyryto taki właśnie ,,krzyżyk". ,,Krzyżyk niespodziany" stała się także odznaką pułków podhalańskich oraz pojawiał się na pieczątkach ZG PTTK.



Istniejące obecnie Schronisko „Murowaniec” wzniesione zostało w latach 1921-25 przez Oddział Warszawski Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Uroczystego otwarcia schroniska dokonał w 1925 ówczesny Prezydent RP, Stanisław Wojciechowski.




Na ścianie schroniska tuż przy wejściu
w 1930 r. wmurowano tablicę poświęconą pamięci Adama Asnyka, wielkiego poety i miłośnika Tatr. Początkowo miała się ona znaleźć na jednej ze skał nad Morskim Okiem, ostatecznie zdecydowano, że ściana Murowańca to będzie odpowiednie miejsce. Schronisko szczęśliwie przetrwało II wojnę światową i zaraz po zakończeniu otwarto je dla turystów. Na początku 1949 r otwarto tu również placówkę naukową Polskiego Towarzystwa Geograficznego ze stacją meteorologiczną i centrum badania pokrywy śnieżnej. W latach 1950-52 schronisko poddano modernizacji i dobudowano zachodnie skrzydło. Wypoczęty, posilony, zakładam plecak na
siebie i o 18.00 opuszczam schronisko. 
[niebieski szlak] szlakiem, szybkim krokiem podążam w kierunku Przełęczy między Kopami. Po drodze mijam dobrze już poznane szałasy i drewniane stylowe zabudowania Hali, będące przejawem dawnej działalności pasterskiej. Duże wrażenie jak zawsze wywołuje budynek Centralnego Ośrodka Szkolenia Polskiego Związku Alpinistycznego ,,Betlejemka". W ośrodku odbywają się wszelkiego rodzaju kursy związane z uprawianiem alpinizmu-od podstawowych kursów taternickich letnich i zimowych, po kursy instruktorskie. Dawniej było to prywatne schronisko Bustrzyckich. Betlejemka dysponuje 20 miejscami noclegowymi w sali zbiorowej z sanitariatami i kuchnią turystyczną.
 Czeka mnie teraz podejście wygodnym chodnikiem na rozległy teren zwany Królową Rówień (1500–1600 m n.p.m). Obecnie polana jest w większości zarośnięta niską bujną kosówką,  kępami świerków oraz wierzbą śląską. Z jej najwyższego punktu, znad kosodrzewiny, otwiera się widok na Tatry i głównie otoczenie Hali Gąsienicowej. Dawniej były to tereny pasterskie.

Droga oczywiście jest bardzo piękna krajobrazowo, uważam tę dolinę za jedną piękniejszych w Tatrach. Zachodzące słońce powoli chowa się za okolicznymi szczytami pozostawiając halę w podwieczornym cieniu.
Kiedy na początku wyprawy stałem przed szczytem Świnicy od zachodniej strony i patrzyłem na jej potęgę, czułem się przytłoczony. Kiedy patrzę teraz tuż po zdobyciu i zejściu, jestem dumny z siebie, odczuwając pewną satysfakcję, że dałem radę stanąć na wierzchołku. Odnoszę wrażenie, że jak się czegoś mocno pragnie to będąc cierpliwy można osiągnąć zaplanowany cel.
Moje motto to: 
* Nie rezygnuj nigdy z celu tylko dlatego, że osiągnięcie jego wymaga czasu i wytrwałości. Marzenia potrafią się spełniać*.

Popołudniowa panorama z Królowej Rówień




Jest godzina 18.20 jak po raz ostatni spoglądam za siebie w kierunku południowym, by zobaczyć całą grań Tatr Wysokich, bo za moment zniknie za wypiętrzeniem Królowej Rówień. Podczas wędrówki warto często oglądać się za siebie, gdyż wraz z nabieraniem wysokości widoki są coraz piękniejsze. Charakterystyczny dwa wierzchołki pozostający w oddali za moimi plecami, które już zdobyłem teraz prezentuje się bardzo okazale. Warto w tym miejscu pożegnać wyeksponowane pasmo Orlej Perci, Krzyżnego i Żółtej Turni, oraz Kasprowy Wierch. Powiem tylko do zobaczenia do następnego razu. 

Panorama z Królowej Rówień od Żółtej Turni po Beskid

W rejonie Królowej Rówień, Hala Gąsienicowa już nie widoczna, ośnieżone szczyty powoli zanikają a wita nas pokryta soczystą zielenią polana w okolicach przełęczy.

Kościelec - Świnica - Pośrednia Turnia - Skrajna Turnia z Królowej Rówień
Zbliżając się do przełęczy patrząc w kierunku północnym otwiera się widok na Nosal (1206 m n.p.m.), Mały Kopieniec (1176 m n.p.m.), Wielki Kopieniec (1328 m n.p.m.) oraz Kotlinę Zakopanego. Pogoda cały czas dopisuje, wymarzona jak na tą chwilę.
 


Po 30 minutach marszu dotarłem w znajome mi już z porannej wędrówki miejsce czyli na  
Przełęcz między Kopami - 1499 m n.p.m, 10.2 km, 8h 05 min.
To moje ulubione miejsce, siedząc na ławeczkach można podziwiać niesamowite widoki w stronę Zakopanego, Gubałówki.
W miejscu tym zbiegają się 2 szlaki z Kuźnic:
* [niebieski szlak] - przez Boczań-Skupniów Upłaz
* - przez Dolinę Jaworzynki.
Na przełęczy zastaję małą grupkę osób, odpoczywających na ławkach, w sezonie wszystkie miejsca siedzące są zajęte. Wywiązała się między nami dość interesująca rozmowa odnośnie wrażeń z dzisiejszej wędrówki. 
Jest to ulubione miejsce odpoczynku i rozmowy spotkanych osób. W tym miejscu stał kiedyś górniczy barak, stąd nazwa "Karczmisko".

Z przełęczy do Kuźnic powracam zawsze trasą przeciwną niż podchodziłem ze względu na różnorodność widoków. Według założeń schodząc 1 h szlakiem do Doliny Jaworzynki, wyprawę Kuźnice-Świnica powinienem ukończyć ok. 19.30.

Grań Skupniowego Upłazu aż po Boczań. 

Dłuższą chwilę delektowałem się tym rozkosznym widokiem, jakie objawiała mi matka natura. Góry, przyroda i pogoda zgodnie ukazały mi swoje największe piękno. Niebo przybrało kolor błękitny, gdzieniegdzie poprzeplatane jasnymi chmurami, w dali przebija się za obłokami ,,Śpiący Rycerz"... pełen nocnego spokoju Giewont. Pogodny czerwcowy dzień dobiega powoli ku końcowi.
Słońce skrywa się za szczytami gór, a po błękitnym popołudniowym niebie przepływają białe obłoczki. Jeszcze ostatnie spojrzenia żeby potem poniżej przełęczy schodzić w czeluściach zapadającego zmroku. 


Opuszczając Karczmisko, schodzę, stromym, rozdeptanym, wąskim, skalisto-żwirowym chodnikiem Siodłowej Perci zboczem Małej Kopy Królowej (1577 m n.p.m). Jest to wzniesienie odgraniczające od siebie Dolinę Jaworzynkę i Dolinę Suchej Wody Gąsienicowej. Zbocza porasta gęsty las i kosodrzewina.

                      Czerwona linia pokazuje trasę Sidłowa Perć - Polana Jaworzynka



Trasa prowadzi Siodłową Percią, stromym zejściem po nierównomiernej ścieżce z wystającymi kamieniami i licznymi skalnymi blokami, do charakterystycznego punktu, jakim jest zwrot szlaku w lewo o ponad 90 stopni. Przy opadach trzeba zachować szczególną ostrożność ze względu na śliskie kamienne podłoże co może zakończyć się upadkiem.

Przede mną w dole Dolina Jaworzynki ze ścieżką, którą będę szedł do Kuźnic. Razem ze mną podąża większa grupa osób. Szlakowa ścieżka usłana dużą ilością skalnego rumoszu dość szybko sprowadza w dół, co powoduje, że zejście jest znacznie trudniejsze niż wejście pod górę. Schodzenie bardzo negatywnie wpływa na obciążenie stawów kolanowych. Większość osób woli podchodzić do góry stromym zboczem niż schodzić, dla mnie jednak zejście jest bardziej korzystne aniżeli podchodzenie stromym stokiem. Wiadomo wiek robi swoje. Zimą występują często zagrożenia lawinowe w wielu miejscach tego odcinka trasy, dlatego bezpieczniej jest wybrać zejście przez Skupniów Upłaz.




Schodząc Siodłową Percią (odkryty skalisty teren) strome zejście usłane jest materiałem skalnym i drobnymi kamieniami osuwającymi się spod butów. Na końcowym odcinku szlak skręca pod kątem 90 st w lewo w gęsty, ciemny las. Tu kończy się to strome zejście a zaczyna łagodna leśna ścieżka.
 

Po wyjściu z lasu jesteśmy na odkrytej przestrzeni Siodłowej Drogi. To stara pośród lasu droga górnicza zwana ,, hawarską" opadająca ponad Żlebem pod Czerwienicą.
W latach 1766 - 1871 czynne były tutaj najwydajniejsze w Tatrach kopalnie rudy żelaza założone przez Stanisława Augusta. Rocznie wydobywano 300-400 ton rudy o zawartości 30-32 % żelaza. Wydobywaną przez kilka wieków rudę żelaza zwożono na saniach do Kuźnic i tam ją przetapiano.
Sztolnie były atrakcją dla turystów, którym pokazywano pracę górników. Obecnie są zasypane. 
 
Ta działalność nie pozostała bez wpływu na przyrodę. Stoki nad Żlebem pod Czerwienicą i Kopą Magury w dużej mierze pozbawione są roślinności, mając czerwonawe zabarwienie. Jest to częściowo naturalne, spowodowane dużą stromością tych stoków, a częściowo jest to skutek prowadzonych tutaj dawniej prac górniczych. Do dziś widać, jak wydobywanie i zwózka rudy, wycinka lasów na potrzeby kuźnickiej huty i intensywny wypas owiec doprowadziły do odsłonięcia zboczy opadających ku dolinie Skupniowego Upłazu i ich zwiększonej erozji. 


Szeroka, ścieżka łagodnie opada w dół, pośród rozległych połaci kosodrzewiny. Słońce powoli chowa się za wierzchołki gór. Wkraczam na odcinek szlaku biegnący w dużej mierze zacienioną, leśną kamienną drogą.  

Wychodząc z lasy, na wprost wznosi się grań masywu Skupniowego Upłazu rysując swe kształty na tle błękitnego nieba. Jest ciepło i bardzo pogodnie. Lazurowe niebo, niezmącone żadnymi chmurami, towarzyszy mi przez cały czas wędrówki. Schodząc ostrożnie po wyboistej drodze, z prawej strony cały czas widoczny grzbiet Skupniowego Upłazu, który wyrasta z masywu Wielkiej Kopy Królowej (1531 m n.p.m). Wzdłuż jego zbocza wznoszą się liczne skały i turniczki: Gruba Turnia, Krzemionka, Parzące Turnie, Cyganka, Cycek, Cygan, Krzemionka, Wołowa Turnia.




Na grani widać co jakiś czas postacie zmierzające alternatywnym [niebieski szlak] szlakiem również do Kuźnic.
W wyniku kilkusetletniej eksploatacji doliny (pasterstwo, górnictwo, hutnictwo) nastąpiło znaczne zniszczenie lasów, ogołocenie części zboczy z kosodrzewiny i sztuczne obniżenie jej górnej granicy, a nawet całkowita erozja niektórych zboczy. Od kilkudziesięciu lat zaniechano tej działalności, co skutkuje tym, że przyroda powoli się regeneruje.



Po około 20 minutach dość stromego schodzenia, dochodzę do charakterystycznego punktu na trasie,  jakim jest drugi zwrot szlaku w lewo o ponad 90 stopni. To początek Żlebu pod Czerwienicą w miejscu gdzie usytuowany jest drewniany stół i ława do siedzenia. W tym miejscu zawsze można zastać sporą grupę osób wypoczywających przy stole przed  dalszą trasą. Kamienna ścieżka, opadając w dół coraz wyraźniej przybliża mnie do dna doliny. Muszę przyznać, że mocji przy schodzeniu w dół nie brakowało, wiele fragmentów szlaku wymagało sporo wysiłku.

Po zejściu do górnej części Doliny Jaworzynki, mam przed sobą już łatwy, relaksowy odcinek szlaku, który łagodnie sprowadza do Kuźnic. Spokojnym krokiem maszeruję w kierunku polany by jak najszybciej znaleźć się w miejscu zakwaterowania i odpocząć po niezwykłych przeżyciach doznanych tego dnia oraz nabrać sił przed kolejną wyprawą. Idąc doliną warto zwrócić uwagę na niezmiernie ciekawą formację skalną, noszącą nazwę - Kamiennych Ogrodów. W miejscu tym skalne ostańce utworzyły fantazyjne formy, w których można się dopatrzeć między innymi postaci ludzkich. Najbardziej charakterystyczna z nich to skała Mnicha, która ma 8 m wysokości i uważana jest za jedną z trudniejszych dostępnych skał do zdobycia w Tatrach.


Drogi bardzo szybko ubywa, nawet nie zauważyłem jak przed oczami ukazuje się rozległa polana z szałasami pasterskimi. Dobry nastrój, piękna popołudniowa aura, myśl o relaksującej kąpieli i pobycie w saunie mobilizuje do szybszego marszu. Osobiście dla mnie wędrówka Doliną Jaworzynki jest ciekawsza niż przez Boczań.



Spoglądam na zegarek, wskazówki wskazują 19.20 jak dochodzę do dolnej stacji kolei linowej w Kuźnicach tuż przy parkingu busów. W rejonie budynku stacji i na parkingu pustki, są tylko nieliczni turyści jadący do Zakopanego. Zatem pozostaje mi teraz wsiąść do busa i powrót do hotelu.
Kolejny pogodny, słoneczny dzień dobiegł końca. Dzień pełen wrażeń, dzień pełen pogody, także pogody ducha, niezapomnianych widoków. Żal kończyć tak wspaniałą wędrówkę.

A teraz jak to nakazuje tradycja czas na podsumowanie całodziennej wyprawy granią Tatr na Świnicę. Zatem przejście całej 14 km trasy zajęło mi 9 godzin 20 minut.
Ale nie czas w tym momencie jest najważniejszy lecz to, że bezpiecznie dotarłem do miejsca z którego wyszedłem rano oraz odczucia i wrażenia wyniesione z tej wyprawy. 


Znalazłem się w urokliwym, nieznanym do tej pory zakątku. Być na Świnicy w słoneczny dzień to dla każdego z nas wymarzona chwila, a ja właśnie trafiłem na ciepłą pogodę i bezchmurne niebo co nie zawsze się zdarza. Bo tylko przy dobrej widoczności i czystym niebie możemy się zachwycać panującą tu panoramą. Wyprawa na Świnicę to jedna z przyjemniejszych tras, zapewniająca wspaniałe widoki,

trochę wspinaczki, ekspozycję i odrobina samotności w górach o ile idziemy przed sezonem. Muszę stwierdzić, że dzisiejszy dzień, to wszystko co przeżyłem na trasie, co zobaczyłem: ta przepiękna panorama ze szczytu Świnicy, bardzo malownicza Dolina Gąsienicowa i nie mniej cudowne widoki jakie dane mi było podziwiać, przemierzając grań od Kasprowego do Świnickiej Przełęczy, na zawsze pozostaną w mojej pamięci. 

Takich chwil, wrażeń czy pięknych panoram nie zapomina się nigdy. Trasa średnio trudna, męcząca, miejscami eksponowana lecz warta włożonego wysiłku, godna polecenia dla co sprawniejszych turystów. Przy sprzyjającej pogodzie wejście nie stwarza większych kłopotów, natomiast w przypadku złych warunków atmosferycznych skala trudności ulega diametralnemu


przewartościowaniu. Bardzo podobała mi się ta wędrówka, emocji i adrenaliny dającej przyjemność nie brakowało w czasie wyprawy. Samo wejście nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Wracam z dzisiejszej wycieczki z bagażem cudownie spędzonych chwil, pełen wrażeń z przekonaniem, ze jeszcze raz wrócę w to miejsce ale wędrując już inną trasą, zapewne od strony Zawratu. 


Słońce powoli chowało się za szczytami gór, a po niebie przepływały białe obłoki jak dotarłem do hotelu. Pierwsze co uczyniłem to wymarzony prysznic, później zejście z 3 piętra niżej by zaspokoić głód a po chwili odpoczynku udałem się zrelaksować do sauny i jaccuzy. Wprawdzie sen dawał się we znaki ale była to jeszcze zbyt wczesna pora by z niego skorzystać, udałem się jeszcze

na gorącą czekoladę z bitą śmietaną.
I to byłoby na tyle co mogłem przekazać z mojej całodziennej wędrówki. Wrażenia jakie doświadczyłem tego dnia, nie było mi dane do tej pory przeżyć. 

Piękno tutejszej natury, każdy z Was może doświadczyć na własne oczy wybierając się w Tatry, bo z pewnością uroku tych miejsc, nie oddają w pełni prezentowane fotografie i relacja z jej przebiegu.
Do następnego razu.


Góry to urok pięknych widoków. Miarą wielkości góry jest jej spokój. 
Gdy góra mówi to mądry człowiek słucha.

Willa Konstantynówka - Jagielońska 18, wg projektu Stanisława Witkiewicza - 1900 r.
wnętrze willi - restauracja ,,Gazdówka"