SARNIA SKAŁA
PRZEBIEG TRASY:
KUŹNICE (1010 m n.p.m)
Czas przejścia - 5 h 50 min / 3 h 15 min.
Najwyższy punkt - Sarnia Skała - 1377 m n.p.m.
Suma podejścia - 400 m, suma zejścia - 706 m
Długość trasy - 10 km
Szlak -
Ambitny program zakładał kilka trudnych wypraw w Wysokie Tatry. W planie była wycieczka na Rysy, Świnicę, Orlą Perć i wejście na Giewont. Z uwagi na nasze bezpieczeństwo nie udało nam się zrealizować przejścia Orlej Perci. Podczas podchodzenia na Świnicę w połowie drogi zaczął padać rzęsisty deszcz, pojawiły się granatowe chmury a na dodatek zerwał się silny wiatr. Szczyt Świnicy wprawdzie zdobyliśmy bez trudu (część grupy) za to ze schodzeniem w kierunku Zawratu był już pewien problem. Długo padający deszcz na tyle rozmoczył szlak, że zejście stało się bardzo śliskie i niebezpieczne. Do tego doszły bardzo mocne podmuchy wiatru. Było ślisko, stromo a miejscami zalegało błoto. Jakoś zeszliśmy do Doliny Pięciu Stawów bez żadnych urazów. Jednak przeżycia były tak silne, że ci, którzy byli po raz pierwszy na tej trasie, będą z pewnością wspominać te chwile do końca życia. Było przerażająco a zarazem pięknie, jak to często bywa w Tatrach. Między pierwszą a drugą grupą utworzyła się dość spora różnica w odległości.
DZIEŃ 2 - wtorek
Godzina wczesna, a nawet bardzo wczesna jak dla mnie, bowiem jest 7.00 jak dźwięk komórki wyrwał mnie z twardego snu, dając znać, że pora wstawać, gdyż za 1 h mamy wyjechać busem do Kuźnic. Trzeba jeszcze zjeść śniadanie i przygotować się do drogi.
Wyglądam za okno, piękna, słoneczna pogoda, błękitne, wręcz bezchmurne, czyste niebo, aura jak marzenie w sam raz na górską wędrówkę. Z zadowoleniem przyjąłem, że zapowiada się ciepły, słoneczny dzień.
Na dzisiaj mamy zaplanowaną, nie zbyt długą, rozluźniającą wyprawę w góry aby zaadaptować organizm do wysiłku, który będzie nas czekać przez najbliższe dni.
OPIS TRASY:
Z Kuźnic
9.00/ po przyjeździe do Kuźnic, wysiadamy na dużym parkingu obok Zajazdu Kuźnice, następnie przechodzimy obok schodów prowadzących do kas dolnej stacji kolejki linowej na Kasprowy Wierch, przy której czeka już długa kolejka osób by zakupić bilet na wjazd na Kasprowy Wierch.

9.40/ Skręcamy w lewo, dochodząc do pawilonu handlowego. Następnie idziemy w prawo, gdzie swój początek bierze brukowany, granitowymi kamieniami
Droga o długości 1,6 km, różnicy wysokości 184 m, została położona w latach 1938–1939 na przyjazd prezydenta Mościckiego, kończąc się pod hotelem górskim na Kalatówkach. Wcześniej prowadziła tędy wydeptana ścieżka biegnąca wzdłuż potoku Bystrej, której obecnie już nie ma.
Dawniej o okoliczne górskie ścieżki dbali Bracia Albertyni. Zamieszkali oni na tych terenach pod koniec XIX wieku. Ziemie te ofiarował im hr. Władysław Zamoyski, który odkupił je od rządu węgierskiego.
Szeroka nie zbyt wygodna droga, wyłożona brukowaną kostką, cały czas stopniowo pnie się w górę, głównie lasem.
Po chwili dochodzimy do prześwitu, z którego widać dolną stację kolejki i trasę pośrednią prowadzącą na Myślenickie Turnie.
Pod linami kolejki, na jej tle udaje się zrobić zbiorowe zdjęcie nie kompletnej naszej grupy, zapewne część chłopaków wyrwała galopem do przodu.
Początek trasy to bardzo spokojny, przyjemny i relaksujący spacer nie wymagający żadnego wysiłku.

Po przekroczeniu bramy, wyboista ścieżka prowadzi nas do Pustelni Brata Alberta, klasztoru i kaplicy Św. Krzyża. Z boku ścieżki postawiono tablice dydaktyczne informujące o historii zwiedzanego miejsca. Na drodze panuje ożywiony ruch wczasowiczów.
Zatrzymujemy się przy kamiennej grocie, z której tryska źródlana woda zdatna do picia. Z boku widoczne 2 szklanki, którymi można nabrać wodę by ugasić pragnienie. Właśnie czyni to jedna z naszych uczestniczek.
Na kamiennej obudowie Brat Albert umieścił obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej oraz kazał wyryć swą ulubioną starożytną modlitwę franciszkańską ,,Bogu chwała"
W 1968 r. studnię zniszczył huragan, która w 70 latach została odbudowana.
"Bogu chwała, wiekuista niech będzie Bogu chwała cześć Maryi, uwielbienie Świętym Pańskim, pokój żyjącym, wieczny odpoczynek zmarłym, zdrowie chorym, dla grzeszników pokuta prawdziwa, dla sprawiedliwych w dobrym wytrwanie, dla żeglarzy na morzu spokój, dla podróżujących pomyślna droga.
Niech nas z Synem Swoim Przenajświętsza Maryja Panna błogosławi. Amen".
Bracia Albertyni znani byli z wielkiej pracowitości i oddania sprawom najuboższych, wiele pracy poświęcili również na rzecz Zakopanego i Tatr.
Po chwili dróżka doprowadza nas pod klasztor i kaplicę. Klasztor i kaplica zostały wzniesione na wysokiej, kamiennej podmurówce z surowych, ociosanych bali drewnianych w latach 1898-1902 w stylu góralskim wg projektu Stanisława Witkiewicza. Budowali ją bracia albertyni przy pomocy górali, pod nadzorem Brata Alberta, który po ukończeniu budowy w 1902 r. został założycielem zakonu. Obiekt ten pozbawiony jest typowych dla tego stylu ozdobników (styl zakopiański)
Teren pod budowę ofiarował hrabia Władysław Zamoyski, ówczesny właściciel Zakopanego, zaś pieniądze na budowę pochodziły ze składek ludzi, którzy ofiarowali część swojego wynagrodzenia za pracę przy budowie ścieżki do Czarnego Stawu oraz Drogi Oswalda Balzera prowadzącej z Zakopanego do Morskiego Oka. Droga ma 6171 m. długości.
Zwiedzanie kompleksu zakonnego rozpoczynamy od kaplicy pw. Św. Krzyża. Drewniane schody wprowadzają nas wprost do pomieszczenia modlitewnego. Po wejściu do środka ma się wrażenie ciasnoty, surowości, takiej franciszkańskiej prostoty do jakiej przyzwyczajeni byli zakonnicy. Brat Albert znany był z pełnego poświęcenia się pracy na rzecz biednych i bezdomnych.
Nad ołtarzem w kaplicy znajduje się zabytkowy krucyfiks, dzieło nieznanego artysty. Brat Albert otrzymał go od ojców paulinów w Krakowie. Spędzał przed nim długie godziny, zatopiony w kontemplacji cierpiącego Chrystusa, modląc się. Medytacja przy krzyżu powodowała, że wystarczało mu sił na prowadzenie swego dzieła, legenda bowiem głosi, że Chrystus z krucyfiksu przemawiał do niego. Temu właśnie miała służyć pustelnia, którą Brat Albert postanowił wybudować. Tu mógł podreperować zdrowie i nabierać duchowych sił do pracy w przytuliskach dla ubogich. Na ścianach bocznych umieszczono portrety Brata Alberta i siostry Bernardyny Jabłońskiej.
Po wyjściu z kaplicy szczególną uwagę należy zwrócić na zamknięta część klasztoru, bowiem Albertynki przebywały w ścisłej klauzurze. Tylko nieliczne zakonnice były wyznaczone do kontaktu z otoczeniem i osobami z zewnątrz. Oprócz stale mieszkających tu sióstr, do pustelni przybywały na odpoczynek i regenerację sił albertynki pracujące w przytułkach dla bezdomnych. Było to miejsce, gdzie siostry utrudzone wyczerpującą pracą w przytuliskach odzyskiwały zdrowie i siły, odradzały się duchowo i nabierały zapału do dalszej posługi najbiedniejszym.
Do wybuchu I wojny światowej Pustelnia była domem nowicjackim Zgromadzenia Sióstr Albertynek. Obecnie w pustelni zamieszkuje 11 sióstr.
![]() |
Pustelnia sióstr Albertynek widoczna z boku od strony klauzury |
Warto też zwrócić uwagę na estetyczne uszczelnienie prześwitów między płazami - belkami tworzącymi ściany. Wełniankę drzewną wykonaną ze świerkowych wiórów zwija się w ozdobne warkocze i wbija w szczeliny między balami, zachowując w ten sposób dobre właściwości izolacyjne. Budynek tak uszczelniony, zimą jest bardzo ciepły, a w lecie pozwala na utrzymanie niskiej temperatury. Ta metoda przetrwała do dzisiejszych czasów.
Po wyjściu z kaplicy mijamy obelisk poświęcony Janowi Pawłowi II, który 6 czerwca 1997 r. podczas mszy świętej pod Wielką Krokwią dokonał beatyfikacji albertynki-Bernardyny Jabłońskiej.
Podczas beatyfikacji Jan Paweł II tak powiedział o siostrze Bernardynie:
„Stańmy w zadumie nad tym miejscem, gdzie wśród surowego piękna gór dojrzewały do świętości te dwie postacie, których dewizą życiową była dobroć na miarę codziennego chleba”.
Po mszy papież odwiedził ten kompleks klasztorny.

Poniżej kaplicy, pośród starych świerków Brat Albert wybudował mały domek, zwany ,,Chatką Alberta". Zgodnie z regułą zakonu, Pustelnia Brata Alberta jest bardzo skromna, prosta w zamyśle, odznacza się surowością stylu oraz franciszkańską prostotą, bowiem powstała z surowych, ociosanych bali: składa się z dwóch izb i niewielkiego poddasza.
Pustelnia miał służyć kapłanom przychodzącym odprawiać Mszę świętą.
Z wąskiego ganku wchodzimy do maleńkiego korytarzyka, z którego oglądamy celę zajmowaną przez Adama Chmielowskiego, gdy do Pustelni sprowadziły się siostry. Wypełnia ją niemal w całości wąska prycza, pod którą widzimy zakonne trepy Brata Alberta, stół i krzesło.
Po kanonizacji, która odbyła się w 1986 r. w Rzymie, dostawiono w celi drewniany relikwiarz a w nim szczątki świętego, zamknięte w wyrzeźbionym chlebie trzymanym w dłoni.
Ten symbol najpełniej obrazuje jego życiową dewizę:
,,Powinno się być dobrym jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny".
Cela brata Alberta zamknięta jest szklanymi drzwiami.
Brat Albert bez reszty oddaje się służeniu ubogim, chorym, bezdomnym, sierotom, kalekom, wyszukuje dla nich pracę. Podczas swojej posługi organizuje przytuliska, sierocińce, domy dla starców, kuchnie dla ubogich, kwestuje na ich rzecz. Przez pewien czas maluje i sprzedaje obrazy by zdobyć pieniądze dla swych podopiecznych. Żył jak nędzarz, zmagając się z kalectwem, aż w końcu wyniszczony trudami życia i ciężką chorobą zmarł w 1916 roku. W roku 1983 roku został beatyfikowany, a w 1989 roku kanonizowany przez papieża Jana Pawła II. Znamienne są słowa Brata Alberta:
,,Trzeba każdemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież; bez dachu i kawałka chleba może on już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia".
Sąsiedni, nieco większy pokoik, pozwala na zapoznanie się z bujnym życiorysem założyciela zakonu, z jego dziełami malarskimi, publikacjami na jego temat. Obecnie w chatce urządzona jest Izba Pamięci po św. Bracie Albercie (1970 r). W niej można też zaopatrzyć się w książki, obrazki z modlitwą, dewocjonalia, kartki pocztowe, które można kupić wrzucając odpowiednią kwotę do skarbonki oraz wpisać się do księgi pamięci. Dziwne i niezwykłe jest to miejsce.
Na poddaszu chatki istnieje również trzecie pomieszczenie, do którego prowadzą wąskie schodki.
W drewnianej chatce spotykali się dawni przyjaciele i nowi znajomi braci- bywał Witkiewicz, Chełmoński i Wyczółkowski, Zamoyski i Szeptycki, Żeromski, Lutosławski, Limanowski i wielu innych.
Kaplicy z Najświętszym Sakramentem, celi i sali, w której urządzono muzeum nikt nie nadzoruje, dając wiarę w ludzką dobroć i uczciwość. Od napotkanej siostry w czasie rozmowy usłyszałem, że ludzie są dobrzy i z reguły nie doświadczają przykrych dla nich sytuacji.
Pustelnia Brata Alberta to nie tylko część udostępniona zwiedzającym i pielgrzymom, to także budynki zajmowane przez siostry tu mieszkające jaki i przyjeżdżające na rekolekcje .
Tak jak jak dawniej, obecnie pustelnia służy duchowemu i fizycznemu nabraniu sił jako ośrodek rekolekcyjny dla sióstr ze zgromadzenia. Początkowo klasztor miał służyć braciom Albertynom, ale po zakończonej budowie przenieśli się na Śpiącą Górę, przekazując cały zespół siostrom albertynkom. Początkowo zamieszkało tu siedem sióstr w ścisłej klauzurze.
15 minut zajęło nam zwiedzanie całego kompleksu klasztorno-pustelniczego.
10.18/ Po wyjściu z klasztoru wracamy z powrotem na Drogę Brata Alberta. Po przeciwnej stronie bramy wejściowej odchodzi
Tuż przy Klasztorze następuje rozdzielenie
O ile nie ma się zamiaru wstąpić do hotelu, wtedy należy minimalne odbić w lewo, w ten sposób omijamy polanę w dolnej jej części, skracając sobie drogę oraz bardziej strome podejście, pozostawiając hotel z prawej strony, usytuowany w górnej części polany.
Obie drogi ponownie zejdą się w całość mniej więcej w połowie polany w pobliżu Wywierzyska Bystrej.
My udajemy się na wprost do góry,
Tempo naszej wędrówki nie jest zbyt duże, jak na razie maszerujemy zwartą grupą
10.35/ Dochodzimy do rozdroża tuż przed skrajem polany - Szerokie Kaleckie, gdzie bierze swój początek
Od polany i położonego na niej hotelu górskiego dzieli nas niespełna 5 minut, dlatego warto jeszcze podejść kilka kroków, odchodząc od planowanej trasy. Część grupy w tym miejscu robi sobie odpoczynek a pozostałe osoby udają się do góry. Dochodzimy do:
Hotelu PTTK na Kalatówkach: 1198 m n.p.m, 1.5 km, 190 m, 13%.
Po raz kolejny odwiedzam hotel, w którym od zawsze podoba mi się jego wystrój wnętrza: stare narty, fotografie czy obrazy malowane na szkle, wszystko powieszone na ścianie. Zastanawiam się, jak dawniej można było poruszać się po górach bez takiego sprzętu, jakim my dziś dysponujemy. Jakie to wtedy było niebezpieczne. A jednak ludzie chodzili, osiągając swoje cele.
Obiekt został wybudowany na wale morenowym w stylu alpejskim na potrzeby narciarskich Mistrzostw Świata FIS w 1938 roku przez Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy. Obecnie zarządzany jest przez PTTK. Posiada 86 miejsc noclegowych o wysokim standardzie w pokojach 1-, 2- i 5-osobowych oraz apartamenty. W hotelu jest restauracja, dwie kawiarnie, siłownia, sauna, wypożyczalnia sprzętu narciarskiego. Jak na sezon turystyczny to ruchu żadnego dzisiaj nie ma, tylko my i kilka osób.
Obok, na polanie zimą czynne są dwa wyciągi narciarskie Kalatówki: długość trasy - 400 m, różnica wysokości - 50 m, zdolność przewozowa - 500 osób/h. oraz nartostrada z Doliny Goryczkowej do Kuźnic.
Jest to stosunkowo płaski, otwarty teren, otoczony z wszystkich stron lasem, z widokiem na rozległe otoczenie Kasprowego Wierchu i Uhrocie Kasprowe.
Nazwa polany pochodzi od nazwiska dawnych właścicieli, Kalatów, którzy już w XIV wieku byli sołtysami w miejscowości Szaflary. Polana Kalatówki jest dawną halą pasterską, była koszona i wchodziła w skład Hali Kalatówki. Prowadzony wypas sięgał stromych zboczy podchodzących do Kalackiego Koryta, opadającego ze wschodnich stoków masywu Długiego Giewontu. W 1938 r. stało na niej 11 szałasów. Po zniesieniu pasterstwa obszar polany częściowo uległ zalesieniu. Wspomnieniem po dawnym pasterstwie jest jeden wysokozrębowy, szerokofrontowy szałas z czterospadowym, krytym deskami dachem, z początku XX wieku. By wyhamować ekspansję lasu i trawienie przez niego roślinności specyficznej dla polan pasterskich, ponownie prowadzony jest na niej tzw. kulturowy wypas owiec przez bacę Andrzeja Staszela.
Obecnie polana jest własnością TPN.
Jedną z atrakcji polany są kwitnące wczesną wiosną krokusy. Dzięki wypasowi, użyźniona gleba, zapewnia krokusom korzystne warunki życia i sprawia, że wiosną, w czasie topnienia śniegów masowo zakwitają, przez co cała polana pokryta jest fioletowym kobiercem.

Po zachodniej stronie prezentuje się Żółta Turnia, Orla Perć aż po Świnicę.
Z Polany Kalatówki wracamy nieco w dół by dojść ponownie do [czarny szlak] szlaku Ścieżki nad Reglami, którą to bezpośrednio dojdziemy do celu naszej wyprawy - Sarniej Skały.
Ścieżka nad Reglami jest popularnym i łatwym szlakiem turystycznym w Tatrach Zachodnich, prowadzącym od Polany Kalatówki aż po Dolinę Chochołowską. Szlak prowadzi łagodnymi grzbietami górskimi leżącymi u stóp Giewontu i Kominiarskiego Wierchu. Obszar reglowy nie obfituje w widoki wysokogórskie, gdyż większość terenu jest gęsto zalesiona. Mimo to jest tu kilka bardzo pięknych miejsc, takich jak Sarnia Skała, Wielka Polana w Dolinie Małej Łąki czy Przysłop Miętusi, które to miejsca warto odwiedzić. Obszar reglowy jest z pewnością mniej atrakcyjny od wyżej położonych szczytów, ale idealnie nadaje się na rozgrzewkę zaraz po przyjeździe w Tatry, przed wyprawami w wyższe partie gór.
![]() |
odpoczynek uczestników wyprawy na trasie. |
Marsz przez taki las, to dzisiaj wielka przyjemność, bowiem temperatura w odkrytym terenie przekracza 30 stopni. Cień i powiew wiatru chłodzi rozgrzane nasze ciało.
Droga wiedzie licznymi zakosami, po kamiennych wyślizganych stopniach, przeplecionymi korzeniami drzew dość stromo pod górę. Po chwili pojawiają się pierwsze widoki bowiem wychodzimy na otwartą przestrzeń przez co ukazuje się nam Kasprowy Wierch i Polana Kalatówki z hotelem.
Ponownie ścieżka wprowadza nas w gęsty las, jest to przyjemna spacerowa trasa z piękną i bogatą szatą roślinną. Przełęcz porasta roślinność wapieniolubna, m.in. dębik ośmiopłatkowy, goryczka krótkołodygowa, lepnica bezłodygowa i skalnica seledynowa. Las zaczyna się przerzedzać i pojawia się kosodrzewina, ale w dalszym ciągu pomiędzy nią wyłaniają się niesamowicie kolorowe drzewa, krzewy i kwiaty. Między drzewami mamy co raz więcej prześwitów, przez które zaczyna przedostawać się niesamowity widok na potężne granie skalne połyskujące w słońcu. Idąc tuż przy ścieżce rosną żółte kwiaty podbiału pospolitego.
![]() |
Podbiał pospolity (Tussilago farfara) |
Po raz kolejny na trasie swojej wędrówki zauważam martwe, umierające drzewa. Szkodniki mocno, wręcz drapieżnie atakują tatrzański drzewostan.
Szlak prowadzi przez las, dzięki czemu przyjemnie maszeruje się nim gdy na otwartej przestrzeni przygrzewa słoneczko i panuje wysoka temperatura. Trasa jest niezwykle urokliwa, prowadzi licznymi sztucznymi ułatwieniami. Ładnie się teraz wędruje, przechodzimy nowo położonymi drewnianymi schodami raz w górę to w dół.
Maszerujemy wśród różnorodnych drzew i bogatej roślinności. Mocno rozdeptana ścieżka, umocniona jest belkami. Drewnianymi mostkami i kładkami, których na trasie jest wiele, przechodzimy przez liczne żleby i koryta potoków, które z braku opadów są wyschnięte. Wędrując dokonaliśmy wiele obniżeń i przewyższeń. Co niektórzy odczuwają już trudy wędrówki ale nie dają tego po sobie odczuć.
11.50/ Po 2 h marszu dochodzimy w bezpośrednie położenie Polany Białego, gdzie z prawej strony dochodzi
Po krótkim odpoczynku i zaspokojeniu pragnienia, ruszamy w dalszą trasę. Cały czas pniemy się mozolnie do góry, sukcesywnie nabierając wysokość,
12.05/ W prześwitach leśnych za drzew naszym oczom ukazuje się oblegana przez dużą ilość turystów czerwona polana. Dochodzimy do miejsca, z którego jak na dłoni widać cel naszej wyprawy.
CZERWONA PRZEŁĘCZ: 1301m n.p.m, 5 km, 240 m, 10%
to lesista przełęcz w polskiej części Tatr Zachodnich, w reglach bocznej grani, u podnóża Giewontu. Oddziela Sarnią Skałę (1377m n.p.m) od Suchego Wierchu (1539 m n.p.m). Otoczona jest od wschodu przez Dolinę Białego, do której opada niewielkim żlebem na Polanę Białego. Na zachodnią stronę zaś z przełęczy opada Sarni Żleb tuż obok Strążyskiej Polany w Dolinie Strążyskiej. Nazwa przełęczy pochodzi od gleby, która w jej okolicy ma czerwono-brunatne zabarwienie. W 1900 roku na Czerwonej Przełęczy zbudowano altanę dla użytku turystów, która przetrwała 25 lat, po czym została rozebrana.
Wzdłuż całej przełęczy na drewnianych ławach usytuowanych na poboczu odpoczywa już spora grupa turystów, jest kilka wycieczek. Robimy krótką przerwę, czekamy by dołączyły do nas osoby, które pozostały z tyłu, co niektórzy siadają na ławce, inni toczą rozmowę stojąc. Jak na razie pogoda dopisuje, widoczność także, tak więc pozostaje nam tylko cieszyć się widokami, które mamy przed sobą.
Po 5 min. postoju, pora ruszyć w dalszą trasę. Opuszczając Czerwoną Przełęcz, idziemy wzdłuż grzbietu, lasem i drzewiastą kosodrzewiną. Kosodrzewina została sztucznie wyhodowana z nasion pochodzących z alpejskiej kosodrzewiny, podobnie zresztą jak rosnący modrzew japoński.
Patrząc na skalne zbocza, mające przed sobą w zasięgu wzroku, zauważam parę młodą, która pozuje do sesji zdjęciowej. Taki widok dla mnie to normalność, często zdarza mi się być świadkiem takiej sytuacji.
Na wprost ukazuje się skaliste zwieńczenie Sarniej Skały, którą w przeciągu kilku minut powinniśmy osiągnąć.
Pokonując niewielkie końcowe wzniesienie skalnym grzbietem trzeba z rozwagą stawiać nasze stopy, teren bowiem jest nierównomierny, a ruchome niekiedy na szlaku skalne płyty, często są przyczyną upadków. Wspinając się panuje wzmożony ruch, przy dużej ilości turystów tworzą się zatory i wtedy należy zachować szczególną ostrożność podczas wymijania na trasie. Czasami powinno się zwolnić, przepuścić osoby schodzące z góry by nie poślizgnąć się na nierównomiernych skałach, jednocześnie wypolerowanych do połysku przez ogromne rzesze przechodzących turystów.
Nie jest to w żaden sposób niebezpieczny fragment podejścia. Przy dużej ilości osób będących, w górnym odcinku grani nie ma zbyt dużo miejsca na wzajemne wymijanie. Dlatego wskazana jest ostrożność i rozwaga każdego z nas.
12.20/ 9 minut zajęło nam wejście na:
SARNIĄ SKAŁĘ: 1377 m n.p.m, 5,5 km, 320 m, 16%.
Na wierzchołku przebywa już spora grupa odwiedzających, sam szczyt jest dość rozległy, pomimo, że było dużo osób, bez problemu znaleźliśmy dla siebie wygodne i atrakcyjne widokowo miejsca na odpoczynek. Usiadłem sobie - rzecz jasna - na jak najwyższej skałce by móc zachwycać się panującą wokół nas panoramą. Będąc na górze serce biło mi dość mocno nie tylko ze zmęczenia, ale i z zachwytu tym co zastałem na górze.
Sarnia Skałą dzisiaj nas nie zawodzi. Rozciągająca się z niej wspaniała, dookólna panorama jest zniewalająca. Pięknie tu na górze.
Sarnią Skałę dawniej nazywano Małą Świnicą lub Świnią Skałą, była masowo penetrowana przez poszukiwaczy skarbów (na skałach zachowały się do tej pory wyryte przez nich znaki).
* od PÓŁNOCY: wspaniały widok na Podhale, w dole zawsze zamglona Kotlina Zakopanego a nad nią Gubałówka. Za Kotliną Gubałowską widać ciągnące się przez całą szerokość horyzontu Beskidy, od Żywieckiego po Sądecki oraz Pieniny z Trzema Koronami.


*od POŁUDNIA: największe wrażenie robi symbol Zakopanego z jego stromą sześciuset metrową północną ścianą opadającą do Doliny Strążyskiej i charakterystycznym metalowym krzyżem. Urwiste zbocza grani Giewontu odległe są o niecałe 2 km. Jego bliskość i wielkość wręcz przeraża. Mamy go prawie w zasięgu ręki i wzroku.
Na wprost pięknie prezentuje się całe pasmo Czerwonych Wierchów.

Panorama z Sarniej Skały na południowy-wschód
* od ZACHODU wznosi się Kominiarski Wierch, Łysanki, Beskid Żywiecki z Babią Górą.
Sarnia Skała w sezonie zawsze jest oblegana duże tłumy turystów, jednak jest on dość długi tak, że każdy z nas znajdzie dla siebie odrobinę miejsca by spokojnie spocząć i zachwycać się panoramą i atmosferą panującą na górze. Kiedy przygotowywaliśmy się do wymarszu, wtedy przed nami przeszła młoda para, kierując się w kierunku zejścia. Okazało się, że miała na szczycie sesję zdjęciową. Dla mnie to już 6 taka okoliczność, którą mam sposobność oglądać wędrując po górach.
Po 40 min odpoczynku, nadchodzi moment, którego tak nie lubimy, pora zbierać się w powrotną drogę. Nikt z nas pewnie nie lubi opuszczać szczytu zwłaszcza wtedy, kiedy jest tak piękna, bezwietrzna, słoneczna pogoda, kiedy mamy nieograniczoną widoczność. Trudno się rozstać z rozległymi widokami panującymi tu na górze. Jednak nic co piękne nie trwa wiecznie lecz szybko przemija, wszystko ma swój kres.
![]() |
Czerwona Przełęcz z Sarniej Skały |
Wierzchołek zbudowany w całości jest ze skał dolomitowych, głównie wapiennych dolomitów. W związku z tym jej zbocza porastają rośliny wapiennolubne. Przechadzając się po szczycie, w trawach zauważyłem rzadko spotykany, pięknie kwitnący dzwonek jednostronny i szarotkę alpejską.
Skupiska kwiatów absorbują moją uwagę.

13.00/ Zauroczeni widokami udajemy się z powrotem na Czerwoną Przełęcz i rozpoczynamy zejście na Polanę Strążyską.
Schodząc z Sarniej Skały na przełęcz i dalej, do Zakopanego można udać się na 3 sposoby:
1*
2*
3*
Wybieramy 3* wariant. Ostatnie spojrzenie z Czerwonej Przełęczy na Sarnią Skałę przed wymarszem.
13.30/ Dochodzimy do górnej części Polany Strążyskiej. W niewielkiej odległości, po środku polany znajdują się 2 stare szałasy pasterskie. Jeden z nich został wyremontowany i zaadaptowany pod funkcje gastronomiczne, obecnie funkcjonuje w nim bufet ,,Herbaciarnia Parzenica" .
Można w niej zakosztować nie tylko zwykłej herbaty, ale i góralskiej czy delektować się smakami góralskiej kuchni, bez względu na porę dnia, bo jak głosi napis na drzwiach:
„otwarte od skowronka do sowy”.
Krótko o pobycie w herbaciarni możemy powiedzieć to samo co głosi napis na jej elewacji:
„dobre jadło, dobre piciy, syćka siy zadowoliciy”.
W sezonie polana przy sprzyjającej pogodzie to ulubione miejsce odpoczynku przez co oblegana jest przez spacerowiczów. Jest też miejscem przystankowym w dalszych wędrówkach na Giewont, Czerwone Wierchy i Sarnią Skałę i dalej na Kalatówki czy do Doliny Małej Łąki.
Drewniane ławki i stoły są zapełnione przez rzesze turystów.
Schodzimy nieco niżej do bufetu, zaglądamy do środka. Na miejscu zastaje nas dość spory tłum ludzi i z trudem udaje się nam znaleźć wolne miejsce przy stole. Pogoda dopisała, tak więc wszyscy wybrali się na wycieczkę. Robimy krótką przerwę na posiłek i zaspokojenie pragnienia. Jak zwykle zamawiam sobie gorącą czekoladę i szarlotkę.
Rozglądam się po bocznych ścianach, zauważam duże zmiany. Bardzo się zmienił wystrój wnętrza, w porównaniu z ubiegłym rokiem, in minus.
Uważam, że będąc w herbaciarni w czerwcu 2014 r. było bardziej przytulnie.
Następuje krótka narada, część grupy odczuwa już trudy wędrówki więc podejmujemy decyzję, że Ci pozostaną na polanie a reszta będzie kontynuować marsz pod Siklawicę.
Po wyjściu z herbaciarni, skręcamy w lewo, kierując się
Po przejściu kilku drewnianych mostków i kładek nad Strążyskim Potokiem, kamienny wąski chodnik wprowadza nas do gęstego, ciemnego lasu. Kamienna ścieżka, lekko pnie się do góry. Maszerując rytmicznym krokiem cały czas dochodzi do nas szum spływającego po kamieniach potoku, który miejscami tworzy kaskady. Zbliżając się do wodospadu, coraz wyraźniej słychać nieustanny szum i głuchy pomruk spadającej wody.
Przyjemny i relaksujący spacer po 10 min. doprowadza nas do drugiego pod względem wysokości wodospadu w polskich Tatrach - Wodospadu Siklawica. Ponad wodospadem znajduje się jedno z dwóch górnych odgałęzień Doliny Strążyskiej zwane Małą Dolinką. Jako ciekawostkę mogę podać, że kiedyś tą drogą, bardzo stromym Źlebem Warzecha do Przełęczy Bacuch prowadził najkrótszy i najbardziej stromy szlak na Giewont. Ze względu na dużą ilość wypadków śmiertelnych szlak ten został zamknięty. Obecnie ścieżka ta zarosła drzewami i roślinnością.
Przez Przełęcz Bacuch przechodziliśmy schodząc z Giewontu do Doliny Strążyskiej.
Otoczenie wodospadu jest zapełnione turystami tak, że z wielkim trudem podchodzimy pod wyższą, dolną kaskadę. Z tej perspektywy dokładnie widać jak Siklawica opada wąską strugą, dwiema pionowymi kaskadami o wysokości - 10 m i 13 m, z dwóch pionowych ścian, nachylonych pod kątem 80°.
Pomiędzy górną i dolną jego częścią istnieje skalna półka, w której to skale wymyte zostało siłą uderzenia wody i niesionych przez nią odłamków skalnych, wgłębienie wypełnione wodą, jest to tzw. kocioł eworsyjny.
Idąc po kamieniach wystających z zalanego płaskiego terenu można podejść pod sam lej wodny, którym to opada wodospad z górnej półki. Samo przejście po kamieniach nie jest w ogóle trudne i każdy przybysz jest w stanie sobie z tym poradzić. W sezonie Siklawica jest oblegana przez tłumy odwiedzających osób. Spadająca z impetem woda, uderzając hucznie o kamienie, rozbryzguje się drobnymi kroplami na dosyć dużą odległość, pozostawiając na naszej twarzy wilgotne krople co też wywoływało olbrzymią radość i zadowolenie wśród wszystkich uczestników wyprawy, zwłaszcza moczących nogi dzieci. Czuliśmy wokół siebie olbrzymią wilgotność powietrza.
Wodospad ten kończy Dolinę Strążyską dostępną turystycznie. Powyżej Siklawicy znajduje się już tylko dzika niedostępna część doliny.
Zauroczeni tym wszystkim co nas spotkało po 10 minutach opuszczamy wodospad i tą samą trasą, którą podchodziliśmy, zmierzamy do wylotu doliny.
Przechodząc tuż obok herbaciarni powyżej dachu ukazuje się miejsce, które nie tak dawno odwiedziliśmy - Sarnia Skała.
W połowie długości doliny, po zachodniej stronie, tuż za Strążyskim Potokiem, na stromych zboczach Samkowej Czuby (1189 m n.m), ponad reglowym lasem świerkowo - jodłowym wyrasta skalny ciąg, malowniczych dolomitowych strzelistych turni. Są to Kominy Strążyskie – to pięć bardzo charakterystycznych, ostro zakończonych dolomitowych skał, które na początku XX w. były ulubionym celem wspinaczek dla wielu taterników.
Poważnej kontuzji, skutkującej trwałym kalectwem, nabawiła się podczas samotnej wspinaczki na nie Helena Dłuska – siostrzenica Marii Skłodowskiej-Curie.
Kiedyś turnie były dobrze widoczne z wiodącej dnem doliny drogi, ostatnio jednak coraz bardziej zasłaniają je rozrastające się drzewa.
Schodząc cały czas towarzyszy mi Strążyski Potok i odgłos szumiącej wody, w który tak bardzo lubię się wsłuchiwać.
Po prawej stronie drogi, na jednej ze skał widnieje zawieszona kilka metrów nad ziemią drewniana kapliczka z wizerunkiem Maryi z Dzieciątkiem.
Dolinę porasta gęsty las, a na obu jej stromych zboczach widać liczne skaliste turnie.
Kolejnym ciekawym miejscem na trasie jest Skała Edwarda Jedlinka, w którą w 1897 roku, z inicjatywy Henryka Sienkiewicza, wmurowano tablicę pamiątkową, poświęconą Edwardowi Jelinkowi (1855-1897), czeskiemu publicyście, propagującemu przyjaźń między narodem polskim i czeskim. Wydał wiele prac na temat naszego kraju jak i artykułów do prasy polskiej i czeskiej.
Spacer doliną jest bardzo przyjemny, co chwilę słychać szum wody płynącej Potokiem Strążyskim.
Wzdłuż całego odcinka drogi, Potok Strążyski tworzy małe, ale piękne kaskady na gładkich płytach skalnych, które wystają z dna potoku.
Po chwili dochodzimy do niewielkiej polany Młyniska, na której, na ogrodzonym terenie znajduje się drewniana chata - leśniczówka TPN. Otoczenie chaty jest bardzo malownicze, dojście na jej teren, możliwej jest tylko przez drewniany mostek pod, którym płynie Strążyski Potok.
Leśniczówka wybudowana została w 1893 r. za czasów Władysława Zamoyskiego, właściciela dóbr zakopiańskich. Dawniej w leśniczówce były leczone chore ptaki i inne dzikie zwierzęta.
Zbliżamy się powoli do końca naszej wędrówki - przed nami pojawia się brama wlotowa doliny przed którą panuje olbrzymi ruch. Turyści czekają na busy by odjechać w kierunku Zakopanego.
Tym samym po 5 h 50 min. zakończyła się nasza pierwsza w 2015 r. tatrzańska
wycieczka. Można rzec, że idealna na rozchodzenie mięśni, bowiem miała w sobie
wszystko co potrzebne przed dalszymi trudniejszymi wyprawami. Przemierzając szlak były nie zbyt strome podejścia, a co najważniejsze mieliśmy wspaniałe widoki. Miejmy nadzieję, że był to
tylko wstęp do kolejnych udanych wędrówek, których przed nami
ma być siedem.
Zauroczeni pięknem całej trasy pora wyruszyć w dalszą drogę.
Przechodzimy obok klubokawiarni ROMA.
Zmierzając do centrum zastanawialiśmy się co nasz czeka jutro, dokąd to się wybierzemy.

Przy ulicy tej dawniej mieścił się Dom Turysty PTTK im. Mariusza Zaruskiego.
Kierownik naszej grupy postanowił zobaczyć jak zmienił się obiekt po kapitalny remoncie, który miał miejsce w 2012 r. w dawnym schronisku. Pan Wiesław był częstym gościem tego obiektu.
Dom Turysty im. Mariusza Zaruskiego (845 m n.p.m) w Zakopanem był budynkiem o niepowtarzalnej architekturze i atmosferze. Mieścił się w samym centrum Zakopanego, 50 m od Krupówek. Został wybudowany w 1958 roku w stylu nowozakopiańskim, miał bryłę czworościanu z dziedzińcem wewnątrz i atrium.
![]() |
Dom Turysty-lata 60 |
![]() |
Dawny widok na wejście Domu Turysty |
Po dojściu do ulicy Zamoyskiego naszym oczom ukazał się piękny, nowoczesny budynek.
W miejscu, do którego zaglądali kiedyś turyści dysponujący mniej zasobnym portfelem, dziś znajduje się nowoczesny, ekskluzywny Aries Hotel & SPA, ale już dla gości co portfele mają wypełnione banknotami ewentualnie płacą posiadając złote karty.
Właściciel obiektu, PTTK podpisało z inwestorem, firmą Platan Group z Warszawy wieloletnią umowę dzierżawy. Dom Turysty przestał przyjmować gości w marcu 2012 roku. Ekskluzywny 4* hotel został otwarty w grudniu 2014 r.
Budynek przeszedł generalny remont z zewnątrz nie zmienił swoich kształtów. W środku zaś nastąpiła całkowita zmiana aranżacji i częściowa przebudowa.
Całe poddasze zostało zaadoptowane jako część hotelowa, dobudowano SPA & Wellness oraz pawilon basenowy. W hotelu mieści się m.in. restauracja, centrum odnowy biologicznej, fitness club oraz wypożyczalnia rowerów i nart.
Powstał Park Rzeźb, który ma nawiązywać do kulturalnej przeszłości Domu Turysty.
W patio hotelu można oglądać i kupować rzeźby wykonane z brązu oraz marmuru przez artystkę Monikę Osiecką.
holl i recepcja hotelu |
Obiekt, który
zastąpił dawny Dom Turysty z pewnością nie odda klimatu, który był dla
niego tak charakterystyczny, jednak swoim poziomem i stylem ma
dorównywać najlepszym alpejskim hotelom tego typu.
Zmęczeni ale zadowoleni z przebytej trasy, wracamy do miejsca zamieszkania, gdzie czeka na nas gorący, jakże upragniony posiłek.
ul Kościuszki |
Kończymy wyjątkowo krótką, jak na górską wyprawę, ale za to niezwykle urzekającą w widoki wędrówkę. Cała nasza wycieczka trwała 5 h 50 min. Całe pogodne grono sympatycznych współtowarzyszy, z którymi przemierzałem wędrówkę była bardzo zadowolona z dzisiejszej wyprawy. Wracamy więc zadowoleni i do końca spełnieni.
Teraz już możemy podziękować aurze, że była dla nas taka łaskawa i umożliwia nam obejrzeć te cudowne widoki. To wszystko co widzieliśmy, co przeżyliśmy na trasie na długo pozostanie w naszej pamięci. Takich chwil po prostu nie zapomina się, one zawsze pozostają w naszym sercu.
To wszystko co osiągamy, co zdobywamy jest radością naszego życia.
Sarnia Skała to jedno z tych urokliwych miejsc w Tatrach, które bez większego wysiłku dla większości osób pozwoli zachwycać się widokami, jakich nie zobaczymy nigdzie indziej na tak małej wysokości. Ten stosunkowo łatwo dostępny cel, jest obowiązkowym miejscem każdego turysty, rozpoczynającego swoją przygodę z Tatrami.
Tam,
gdzie piękno łączy się z tęsknotą za pięknem, rodzi się miłość.
Jeżeli kochamy góry, to wszystko w nich jest
piękniejsze, miłość i przyjaźń, sami jesteśmy lepsi.
Miło było tu trafić. Piękny post i piękne zdjęcia, wspaniała relacja, aż chce się czytać. Będę we wrześniu w Zakopanem i na pewno postaram się odwiedzić Sarnią Skałę. Pozdrawiam. Mika
OdpowiedzUsuń