piątek, 27 września 2013

ZAKOPANE-09.2013 / CZERWONE WIERCHY/ cz. II


  
TATRY   ZACHODNIE
        
          
      Piękne widoki, mgła, śnieg, czyli

                                                                                                               
WĘDRÓWKA NA CZTERY SZCZYTY NA RAZ 
CZERWONE WIERCHY   
                                                                 cz. II
  PRZEBIEG TRASY: 
CIEMNIAK - MUŁOWA PRZEŁĘCZ - KRZESANICA - LITWOROWA PRZEŁĘCZ-MAŁOŁĄCZNIAK - MAŁOŁĄCKA PRZEŁĘCZ - KONDRACKA KOPA - PRZEŁĘCZ POD KONDRACKĄ KOPĄ - szlak , , -1 h 15 min, 3,5 km, deniwelacja - 110 m, nachylenie - 3,1%




CIEMNIAK: 6,3 km, 2096 m.n.p.m:
Na szczycie Ciemniaka nie pozostaję długo, po 10 min. pobycie ok. 14, wąską, skalną ścieżką schodzę w dół w kierunku Mułowej Przełęczy (2067 m n.p.m.). Szlak od tego miejsca biegnie kamiennymi płytami, samą krawędzią wzdłuż północnej grani Ciemniaka i Krzesanicy. 

Schodząc z Ciemniaka, będąc na Mułowej Przełęczy należy zachować szczególną ostrożność, gdyż po lewej stronie od ścieżki znajduje się potężne urwisko, które ciągnie się wzdłuż Krzesanicy i opada pionową ścianą do Mułowej Doliny. 
Urwisko to podcięte jest progiem i ma około 200 m. wysokości. Na odcinku grani, prowadzącym z Ciemniaka na Małołączniak, warto przyjrzeć się polodowcowym, wiszącym dolinkom w północnych zboczach Czerwonych Wierchów. 

Powoli samym szczytem szlaku zmierzam w stronę najwyższego wzniesienia Czerwonych Wierchów - Krzesanicy. Kolory jesieni oraz ośnieżone wierzchołki Tatr Wysokich przykuwają uwagę. Od południa tj. z prawej strony Ciemniaka i Krzesanicy zbocza są bardzo łagodne i opadają do Doliny Tomanowej. Przy zimnym lecie, na zboczach można zobaczyć, praktycznie przez cały rok śnieg. Ten śnieg jest też znakiem rozpoznawczym Mułowej Doliny patrząc na Tatry z Kościeliska.
  
Trawersując południowy odcinek szczytowej grani, po 10 min. dochodzę do następnego wypłaszczenia, najwyższej kulminacji całego masywu Czerwonych Wierchów:
KRZESANICY: 6,8 km, 2122 m n.p.m: 
Na szczycie widać pełno kamiennych kopczyków ułożonych przez przybyłych turystów. Kopczyki te są znakiem rozpoznawczym wierzchołka.

Nazwa szczytu pochodzi od północnej ściany zwanej krzesaną. Walery Eljasz-Radzikowski w 1891 r. pisał o niej: 
„Krzesanica ze ścianą od północy gdyby skrzesaną i stąd tak nazwana”.
Trawiaste stoki Czerwonych Wierchów wydają się niezwykle łagodne, ale w wielu miejscach należy uważać bo porośnięty łąkami wysokogórskimi rozległy grzbiet, opada na polską stronę bardzo ostro w dół, kończąc się podciętymi, kilkuset metrowymi urwiskami i skalnymi przepaściami. Stanowią one zdradliwy teren i duże zagrożenie zarówno zimą jak i we mgle. Utrata orientacji grozi zabłądzeniem i zwiększa ryzyko wypadku. Jeden nieostrożny krok może prowadzić do tragedii.

Charakterystyczne kamienne kopce na Krzesanicy, w tle Tatry Wysokie.



Przy dobrej widoczności z Krzesanicy rozciąga się niepowtarzalny widok na Tatry Zachodnie i ich główne szczyty. Mimo, że zalega mgła i widoki są ograniczone, to od czasu do czasu kiedy zanikają chmury mam możliwość podziwiania:
*Na północnym–wschodzie: Kopę Kondracką oraz Małołączniak, a za nimi wystający wierzchołek Giewontu.  
*Na wschodzie: górujące nad Doliną Cichą Liptowską - Kasprowy Wierch, Świnicę i Wielką Koprową Kopę, a w tle Tatry Wysokie. Wśród nich okazale prezentują się między innymi Rysy, Mięguszowiecki Szczyt, a także szczyty słowackie: Gerlach, Szatan czy Krywań. 
*Na zachodzie: górne partie Doliny Kościeliskiej i polskie szczyty Tatr Zachodnich - Starobociański Wierch, Jarząbczy Wierch, Ornak i Wołowiec.


Ze względu na nieprzyjemny wiatr zdecydowałem się nie zatrzymywać i dość szybko wyruszam w dalszą drogę, idąc w stronę Małołączniaka. Narzuciłem sobie większe tempo by dogonić osoby, którzy są przede mną, zawsze więcej osób jest raźniej i bezpieczniej. Taka sceneria może wywoływać panikę i strach. Na grzbiecie i zboczach widać duże połacie zalegającego śniegu.  
Odległości pomiędzy poszczególnymi szczytami Czerwonych Wierchów są niewielkie, więc przejście do następnego wierzchołka nie zajmuje dużo czasu. 
Z Krzesanicy pozostaje mi już tylko 450 m. zejście kamienną ścieżką do Litworowej Przełęczy (2037 m n.p.m), aby następnie pokonać kilkuset metrowe podejście na szerokie, wypłaszczenie wierzchołka, jest to:
Małołączniak: 7,8 km, 2096 m n.p.m:
Leży w połowie grzbietu Czerwonych Wierchów i stanowi kapitalny punkt widokowy. 
Zbudowany jest z wapieni i dolomitów, a część szczytowa od wysokości ok. 1840 m przykryta jest warstwą skał krystalicznych.  W północnych stokach Małołączniaka znajdują się najgłębsze jaskinie Tatr: Jaskinia Wielka Śnieżna i Śnieżna Studnia. Ostatnim dużym odkryciem speleologicznym w Tatrach jest Jaskinia Siwy Kocioł.
Dawniej Małołączniak był wypasany aż pod wierzchołek. Należał od polskiej strony do Hali Mała Łąka. Nadmierny wypas powodował erozję płytkiej gleby na jego stokach. Po włączeniu w obszar Tatrzańskiego Parku Narodowego i zaprzestaniu wypasu jego stoki zregenerowały się, jednak duży ruch turystyczny spowodował silną erozję zadeptywanych szlaków turystycznych – szczególnie niebieskiego na Czerwonym Grzbiecie.
Przez szczyt Małołączniaka przebiega:
* szlak z Doliny Kościeliskiej przebiegający grzbietem Czerwonych Wierchów, a dalej na Kasprowy Wierch i Świnicę.
* szlak schodzący do wylotu Doliny Małej Łąki poprzez Czerwony Grzbiet, Kobylarzowy Żleb, Dolinę Miętusią i Przysłop Miętusi.







Będąc na grzbiecie warunki pogodowe ulegają nagłemu pogorszeniu, zupełnie nic już nie widziałem, wszystkie szczyty były spowite w gęstych chmurach a dookoła otaczało mnie morze mgieł. Niskie chmury, białe jak mleko wdzierały się w doliny tatrzańskie. W tym miejscu przekonałem się o słuszności stwierdzenia, że w górach pogoda jest zmienna. Wiejący dość silny, zimny wiatr, który wcześniej był zatrzymywany przez główną grań Tatr, wzmagał moje odczucie chłodu, temperatura spadła blisko zera, a mroźne powietrze dawało mi się we znaki. Niestety nie mogę pochwalić się dobrym przygotowaniem do wędrówki, gdyż przede wszystkim nie zabrałem ze sobą rękawiczek.
Tu jestem osamotniony, prócz mnie na szczycie nie ma już nikogo, pozostaję sam. Jestem naprawdę zaskoczony, tak małym ruchem turystycznym. Atmosfera tego miejsca jest niezwykła, choć otaczające mnie rozległe widoki są ograniczone utrzymującą się mgłą.





Panorama z Małołączniaka przy dobrej widoczności jest bez wątpienia jedną z najbogatszych w całych Tatrach i obejmuje zarówno Tatry Zachodnie z Giewontem oraz Kasprowym Wierchem, jak również Tatry Wysokie z Gerlachem, Rysami, Świnicą oraz Krywaniem. 
Stoki Małołączniaka od strony południowej opadają do Dolinki Rozpadłej (górnego piętra Tomanowej Doliny Rozpadłej), a od północnej do Doliny Małej Łąki (poprzez Wyżnią Świstówkę Małołącką) i Doliny Litworowej (górnego piętra Doliny Miętusiej).
Poniżej Litworowej Przełęczy znajduje się stroma ściana skalna a pod nią wisząca Dolina Litworowa, podcięta 300-metrowym progiem skalnym o trudnościach taternickich. Litworowa Przełęcz to mało wybitne, zbudowane ze skał osadowych szerokie siodło skalne, porośnięte niską murawą z roślinnością alpejską.


Nie zatrzymując się ruszam w dalszą drogę, przede mną mała grupa osób za którą teraz będę podążał. Spotkanie tych osób wywołuje we mnie pewne uspokojenie psychiczne, że nie jestem sam na szczycie. Widoczność robi się ograniczona, poza małymi przerwami w zasadzie cały czas szedłem w chmurach i nie mogłem zbyt wiele zobaczyć. Przepięknie prezentuje się stąd położone ponad 1000 metrów niżej Zakopane i całe Podhale.

Tu doganiam grupę turystów zmierzających w kierunku Kondrackiej Kopy.

Schodząc w dół do Małołąckiej Przełęczy(1924 m n.p.m), widoczny wylot Jaskini Śnieżnej. 



Końcowe podejście jest szerokie i strome, wzdłuż niewygodnej ścieżki, ułożonej kamiennymi głazami oraz niezliczoną ilością rumoszu skalnego usuwającego się spod butów, co utrudnia podejście pod górę. Co jakiś czas ukazują się kamienne kopczyki.




Po 30 min ukazuje mi się ostatni na trasie mojej wędrówki szczyt Czerwonych Wierchów: 
Kopa Kondracka: 9,1 km, 2005 m n.p.m: 
Od polskiej strony należy do dwóch hal: Hali Kondratowej (stoki wschodnie) i Hali Małej Łąki (stoki zachodnie). Dawniej Kopa Kondracka była wypasana aż pod wierzchołek, była bardziej trawiasta niż obecnie, gdyż juhasi wycinali kosodrzewinę (dla celów opałowych, ale również po to, by zwiększyć powierzchnię wypasową). Była też bardziej kamienista, gdyż nadmierny wypas powodował erozję płytkiej gleby. Po włączeniu w obszar Tatrzańskiego Parku Narodowego i zaprzestaniu wypasu jej stoki stopniowo zarastają kosodrzewiną.
Kopa Kondracka jest jednym z najczęściej odwiedzanym przez turystów szczytem tatrzańskim, co jest spowodowane krótką odległością od Giewontu: 2,6 km, 1 h dojścia.

Po krótkiej rozmowie z napotkanymi osobami opuszczam Kondracką Kopę i wyruszam w dalszą trasę.  Niestety dzisiaj ze względu na panujące warunki i późną porę jest ich bardzo mało. Powietrze jest już dość mroźne i zapowiada zbliżającą się zimę. Udaję się w dalszą drogę, schodzę ku Przełęczy pod Kondracką Kopą, w oddali widoczne są Goryczkowe Czuby.
Odsłania się słowacka Cicha Dolina, która jest największą doliną Tatr.

Zejście z Kondrackiej Kopy-
Po 15 min. szeroka, rozdeptana kamienna ścieżka doprowadza mnie na:  
Przełęcz pod Kondracką Kopą: 9,8 km, 1863 m n.p.m.

Giewont z charakterystycznym krzyżem

Przemierzając szlak od Ciemniaka aż do Przełęczy pod Kondracką Kopą(1863 m. n.p.m) cały czas szedłem wzdłuż granicy słowacko-polskiej.
Założony wcześniej plan przewidywał dalszy marsz przez Goryczkową Czubę na Kasprowy Wierch i zejście do Kuźnic ale ze względu na pogarszające się warunki atmosferyczne i zapadający zmrok musiałem zrezygnować z dalszej trasy. 

W tym miejscu kończy się moja przygoda z granią Czerwonych Wierchów. 
Tak więc rozpoczynam ostatni etap mojej dzisiejszej wędrówki. Ze względu na dość dużą stratę czasu nie zatrzymuję się na Przełęczy pod Kondracką Kopą, lecz rozpoczynam końcowe dość strome zejście Doliną Kondratową w kierunku Kondratowej Polany. Podziwiam jeszcze raz widoki, gdyż za chwilę ta szeroka panorama panująca w koło zniknie mi sprzed oczu.


PRZEŁĘCZ POD KONDRACKĄ KOPĄ - SCHRONISKO na HALI KONDRATOWEJ - SCHRONISKO PTTK na KALATÓWKACH - KUŹNICE -  szlak , -1 h 30 min, 6,5 km, suma zejść - 855 m, nachylenie zejścia- 13,2%

Opuszczam szlak , skręcam w lewo na szlak i kamiennymi stopniami schodzę, stromym, urwistym zboczem Długim Żlebem do Doliny  Kondratowej. Pogoda ulega nagłemu polepszeniu, chmury ustępują i ukazuje się słońce.
Atmosfera tego miejsca stworzona przez otaczające nagie skały oświetlone promieniami popołudniowego słońca jest teraz niezwykła. Ponadto jest to kolejny zakątek Tatr, który późną jesienią charakteryzuje się małym ruchem turystycznym. Kolory jesieni oraz ośnieżone wierzchołki Tatr Wysokich przykuwają uwagę.

Zejście z Kondrackiej Kopy na Halę Kondratową
Panuje tu niesamowity spokój, z lewej strony rozpościera się wspaniały widok na Giewont i urwiska Długiego Giewontu.

Wielki i Długi Giewont
Wędrując tym odcinkiem cały czas podążam północnym zboczem Długiego Giewontu.
Schodząc okazale widać stąd Dolinę Kondratową z Halą Kondratową na której stoi schronisko. Dopiero teraz poruszając się zakosami, obniżając wysokość, mam piękne widoki, na zbocza Giewontu, Długiego Giewontu i Halę Kondratową ze schroniskiem.
Po 50 min. osiągam trawiastą Polanę Kondratową (1290 m n.p.m-1380 m n.p.m), gdzie ukazuje się: 
Schronisko PTTK na Hali Kondratowej:12,8 km, 1333 m n.p.m

Jest to najmniejsze schronisko polskich Tatr (600 m³), dysponujące 20 miejscami w pokojach 6- i 8-osobowych, typowe dla osób chodzących po górach, którzy pragną poczuć klimat schroniska górskiego. Zdaniem wielu miłośników górskich wypraw, schronisko na Hali Kondratowej to jedyne, spełniające wyobrażenie o malutkim, drewnianym, urokliwym schronisku górskim.

Ciekawostką tego schroniska jest historia z 26 kwietnia 1953 roku, kiedy to spod grani Długiego Giewontu osunęła się kamienna lawina. Dwa głazy, które oderwały się od grani, zatrzymały się w pobliżu schroniska, natomiast trzeci, ważący 50 ton wbił się w narożnik budynku, który można oglądać do dzisiaj. Problem schodzenia lawin kamiennych rozwiązano poprzez odstrzał turniczek, przeprowadzony przez ekipę górników.

23 sierpnia 2009 r. odbyła się uroczystość nadania budynkowi imienia Władysława Krygowskiego. Od tego czasu wnętrze zdobią tablice z cytatami z tego znawcy polskich Karpat oraz wykonana w drewnie jego podobizna. Kierowaniem schroniska w latach 1947–80 zajmował się Stanisław Skupień, narciarz i olimpijczyk. Od 2003 r. jego obowiązki przejął syn – Andrzej Skupień, po którego śmierci schroniskiem zarządza jego siostrzenica.



Po krótkiej wizycie w schronisku, opuszczam je i szeroką kamienistą drogą, wchodzę w reglowy las świerkowy, którym dochodzę do kolejnego rozwidlenia szlaku na obrzeżach następnej polany: 
Polana Kalatówki - 1200 m n.p.m-1250 m n.p.m. - to wielka porośnięta trawą polana z doskonale zachowanymi wałami bocznych moren, pozostałością lodowca Doliny Bystrej. 
*Od północnego-zachodu polanę otacza Kalacki Upłaz.  
*Od południa wypiętrzenie Kalackiej Turni z zespołem podziemnych jaskiń.
szlak rozwidla się tutaj na dwie części:
* podążając prosto, wzdłuż granicy lasu, omijając z lewej strony schronisko, ścieżka biegnie w dół brukowaną granitowymi kamieniami ,,Drogą Brata Alberta" do dolnej stacji kolei linowej na Kasprowy Wierch i Kuźnic. Droga ma długość 1,6 km, różnica wysokości 184 m, została rozbudowana w latach 1938–1939.
* podążając w lewo, ścieżka wznosi się lekko w górę i podąża do Hotelu Górskiego. Stąd piękne widoki na Myślenickie Turnie i Kasprowy Wierch.
 

Obecnie polana jest własnością TPN i prowadzony jest na niej tzw. kulturowy wypas owiec przez bacę Andrzeja Staszela. Wiosną, w czasie topnienia śniegów zakwitają masowo krokusy. Wspomnieniem po dawnym pasterstwie jest jeden zachowany na polanie wysoko zrębowy, szeroko frontowy szałas z czterospadowym, krytym deskami dachem, z początku XX wieku. 

Z Polaną Kalatówki związane są początki polskiego narciarstwa, już na początku XX wieku organizowano tu skoki i biegi narciarskie. Zimą czynne są dwa wyciągi narciarskie Kalatówki: długość trasy - 400 m, różnica wysokości - 50 m, zdolność przewozowa - 500 osób/h. 

O godzinie 18 dochodzę do: 
Hotelu Górskiego PTTK Kalatówki: 14,8 km, 1198 m n. p. m) - hotel został wybudowany w stylu alpejskim na potrzeby narciarskich Mistrzostw Świata FIS w 1938 roku. Obiekt zarządzany jest przez PTTK. Posiada 86 miejsc noclegowych o wysokim standardzie w pokojach 1-, 2- i 5-osobowych oraz apartamenty. W hotelu jest restauracja, dwie kawiarnie, siłownia, sauna, wypożyczalnia sprzętu narciarskiego. 


Pomimo późnej pory zaglądam na moment by odpocząć i zaspokoić pragnienie. Ruch o tej porze znikomy, jestem praktycznie sam wewnątrz obiektu.

W hotelowym holu można zobaczyć bardzo ciekawą ekspozycję starych zdjęć narciarzy na tle gór oraz kolekcję obrazów przedstawiających górali malowanych na szkle. 


Co roku na przełomie września i października w hotelu organizowany jest Jazz Camping Kalatówki. Jest to prezentacja jazzmanów i szkół kształcących muzyków jazzowych (w tym roku 29.06-5.10.2014). Wśród wykładowców Akademii jest znany pianista jazzowy i kompozytor Włodzimierz Nahorny oraz Małgorzata i Zbigniew Namysłowski.
W Poniedziałki Wielkanocne w Suchym Źlebie odbywają się zawody narciarskie w stylu retro. 
Po krótkiej rozmowie z personelem hotelu, opuszczam obiekt i udaję się na końcową wędrówkę. Pozostało już mi niewielki odcinek trasy do Kuźnic.

Ostatnie spojrzenia na Tatry, podążam dalej szlakiem  , początkowo gruntową, potem brukowana drogą ,,Drogą Brata Alberta" do Kuźnic. Po prawej stronie mijam klasztor Albertynek z pustelnią Brata Alberta. Cały zespół klasztorno - pustelniczy, znajduje się za wysokim płotem. W tym miejscu łączy się odnoga szlaku, omijająca hotel górski na Polanie Kalatówki.

Troszkę zasmucony panującymi warunkami na szczycie Czerwonych Wierchów ale szczęśliwy z przebytej drogi po 8 h 30 min dokładnie o 18.30 dochodzę do dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch i parking przy którym zatrzymują się busy do Zakopanego. Po chwili korzystając z tutejszej komunikacji jadę już do Zakopanego. 


Tak kończy się mój kolejny dzień w Tatrach, czas który na długo zapisze się w mojej pamięci. Pierwsze podejście na Czerwone Wierchy nie było zbyt łaskawe dla mnie, panorama z góry nie rozpieszczała mnie pięknymi widokami jak ją opisywali w zachwycie tatrzańscy piewcy.
Ale była to dla mnie i tak wyjątkowa wędrówka, która pozostawiła w mojej duszy duże wrażenie. Podsumowując mijający dzień, muszę przyznać, że wędrówka granią Czerwonych Wierchów jest przyjemna. Pod względem trudności trasa nie zbyt wymagająca. Spodziewałem się troszkę większych trudności technicznych na szlaku. Jedynie trochę wysiłku sprawia mozolne podejście, z odcinkiem lekkiej wspinaczki z Cudakowej Polany na Chudą Przełączkę (deniwelacja-25,7%). 

Wędrówka grzbietem Czerwonych Wierchów należy do jednych z łatwiejszych tras w polskich Tatrach. Dlatego cieszy się niezwykle dużą popularnością wśród turystów, jako, że ich zdobycie nie sprawia nikomu większych kłopotów. Wystarczy wjechać kolejką na Kasprowy Wierch i zaraz potem wygodną (latem) granią, niewielkim nakładem sił, przy małym podejściu można zaliczyć kilka dwutysięczników. 
 
Czerwone Wierchy widziane z Kasprowego Wierchu
Jednak trzeba uważać i zachować szczególną ostrożność bo łagodne łąki na stokach Czerwonych Wierchów nie wiadomo kiedy zamieniają się w bardzo strome urwiska. Dlatego też zdecydowanie odwodzę od wszelkich pomysłów schodzenia w nieoznakowanych miejscach bo nie tak trudno o zabłądzenie, zwłaszcza w miejscach rozwidleń szlaków, jak i tam, gdzie zalega niemal wieczny śnieg.
Mam nadzieję, że będąc ponownie w górach jeszcze raz przemierzę Czerwone Wierchy ale już inną trasą i przy znacznie ładniejszej pogodzie i widoczności.
Czy za drugim razem będę miał szczęście? Czy pogoda będzie łaskawa? Czy zobaczę ową sławetną panoramę z Czerwonych Wierchów, nad którą rozpływali się w zachwycie tatrzańscy piewcy? Te wszystkie niewiadome rozwieje zapewne czas.

Hua Shan-Chiny

Góry uczą nas, że odległości nie mierzy się okiem, ale umiejętnością pokonywania ich; że między podziwianiem szczytu a postawieniem na nim naszej stopy znajduje się jeszcze w środku nasz pot.